niedziela, 30 października 2016

Rozdział 31


Witam, witam i o zdrowie pytam ^^ Jak tam wam mija rok szkolny? Mi do dupy, jestem w szkole której nienawidzę, ale po półroczu chcę wreszcie wydostać się z plastyka ! Kibicujcie mi :D Pozdrawiam i zapraszam na rozdział 31 ;)

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Zimno, mokro i nie przyjemnie... ta piwnica to straszne miejsce. Czuję się tak bardzo samotna... Na domiar złego jedyne światło zaczęło się psuć i teraz co jakiś czas żarówka miga, sprawiając, że to pomieszczenie wydaje się jeszcze bardziej nieprzyjemne.
    Nie wiem ile minęło czasu, ale w końcu słyszałam jak metalowe ciężkie drzwi otwierają się pod naporem ciała Madary. Zobaczyłam jego zgarbioną postać spowitą lekkim mrokiem. Dopiero teraz zauważyłam, że jego włosy są dużo dłuższe, niż je zapamiętałam.
   Mężczyzna podszedł bliżej i przykucnął nieopodal mnie. Wyciągnął swoją dużą, całą w bliznach dłoń i złapał jeden z kosmyków moich włosów.
   - Masz takie piękne włosy Kushina... - Powiedział z sentymentem w głosie.
   - Dlaczego mnie tu trzymasz?! - Zapytałam przerażona 
Mężczyzna puścił moje włosy i podniósł się do pionu. Nadal patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem podrapał się po głowie.
   - Bo... Bo jesteś moja. - Zaśmiał się złowieszczo. - Jeśli nie mogłem mieć cię dobrowolnie, to będę mieć siłą. 
   - Ty draniu... - Powiedziałam cicho. - Właśnie dlatego uciekłam!
   - Uciekłaś, bo to blond ścierwo ci kazało!! Zdradziłaś naszą przyjaźń! Pozwoliłaś mi się w tobie zakochać, a potem w najlepsze bez słowa opuściłaś miasto! Przez długi czas nie mogłem dojść do siebie... to przez ciebie stałem się tym kim teraz jestem... - Powiedział jakby zrozpaczony. - Przez to, że tak długo musiałem cię szukać musiałem się stać kimś twardym i bezwzględnym. A kiedyś... Kiedyś marzyłem tylko o tym, żeby wydostać się z tamtego piekła razem z tobą i żyć spokojnie jako rodzina... 
   Przez słowa Madary po raz pierwszy raz poczułam jak bardzo samolubnie postąpiłam uciekając z Minato do innego miasta, ale wspominając to, że dzięki temu mam Naruto i miałam, choć na chwilę, tak wspaniałego i kochającego męża jak Minato wiem, że było warto wyrządzić krzywdę choć jednej osobie.
   - Nie żałuję, że uciekłam z Minato... - Powiedziałam cicho. - Dzięki temu mam teraz wspaniałego syna który wybaczył mi to jak bardzo nieodpowiedzialną matką byłam i jak go zaniedbałam. Chciałabym móc go jeszcze raz zobaczyć... chociaż na jedną krótką chwilę, chcę znów spojrzeć w jego piękne niebieski oczy... - Z moich oczu znów popłynął wartki strumień łez, ale mojego oponenta widok ten nie wzruszył w nawet najmniejszym stopniu.
   - Najpierw zabije ciebie, a potem jego. - Powiedział obojętnie  
  Słysząc to co powiedział nie mogłam powstrzymać szału jaki mnie ogarnął. Z racji, że moje ręce nie były już niczym skrępowane wzięłam z ziemi jeden z zardzewiałych, starych gwoździ i w napadzie furii rzuciłam się na niego. Madara nie spodziewał się z mojej strony takiego posunięcia, więc nie zareagował w taki sposób jak powinien, a mi udało się zranić jego twarz. Niestety nie byłam na tyle silna by powalić tak rosłego mężczyznę  więc jedyne co udało mi się zrobić to kopnąć go w krocze. 
Mój obraz tego co mogłoby się stać był zupełnie inny od realiów, bo sądziłam, że gdy tego dokonam Madara padnie na ziemie, a mi uda się uciec, a jednak było zupełnie inaczej. Zamiast tego fioletowooki swój ból wyładował na mnie uderzają z całej siły w brzuch. Zgięłam się w pół, a on kopnął w moje nogi tak, że się przewróciłam uderzając głową w ziemie. Straciłam przytomność.



18 lat wcześniej.


    Następnego dnia obudziłam się w niesamowicie dobrym nastroju gotowa, by podbić nową szkołę i stać się innym człowiekiem. W głowie cały czas rozbrzmiewały mi słowa wypowiedziane wczoraj przez Hakai "W końcu teraz jesteśmy w liceum, w świecie wielkich perspektyw". Dodawały mi tak niesamowicie wielkiej otuchy, że aż chciałam kogoś wyściskać, nie ważne kogo.
   Zeszłam na dół z nadzieją, że nikogo tam nie zastanę jednak ponownie zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam w salonie siedzącą mamę. Pracowała ona od godziny szóstej do późnego wieczora... w sumie to nie wiem nawet czym się zajmowała, więc powinna być teraz w pracy, a jednak było inaczej. Nie odezwałabym się do niej, gdyby nie fakt, że z pokoju rodziców zaczął dochodzić dźwięk dzwoniącego telefonu.
   - Mamo dzwoni u was telefon. - Powiedziałam spokojnie próbując nie wywołać niepotrzebnych napięć z samego rana.
   Kobieta wstała z kanapy, zaczęła iść w moją stronę, a gdy była już blisko mojej osoby zatrzymała się, popatrzyła w moje oczy i położyła dłoń na głowie. W jej oczach widziałam smutek i coś, czego jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam. Przejechała po moich włosach w dół i złapała u dołu za jeden z kosmyków.
   - Boże, kiedy ty tak wyrosłaś? - Powiedziała z lekkim melancholijnym uśmiechem.
Byłam w kompletnym szoku, w tak wielkim, że nie mogłam wydusić z siebie ani jednego, nawet najmniejszego, słowa ani dźwięku.  Mama westchnęła ciężko i udała się do swojego pokoju zostawiając mnie w osłupieniu. Przeszło mi dopiero w momencie kiedy usłyszałam jakiś dziwny dźwięk z pokoju rodziców. Bez zastanowienia podeszłam do uchylonych drzwi i zajrzałam przez szczelinę. Zobaczyłam siedzącą na podłodze, płaczącą, rodzicielkę z telefonem przy uchu. Usłyszałam wówczas wypowiadane przez nią słowa "Niech pan, że się nade mną zlituje, mam rodzinę na utrzymaniu... błagam". Zatkało mnie po raz kolejny tego dnia. Mama płakała i jednocześnie powiedziała "rodzinę"... może to jedno słowo dla nikogo nie wydałoby się dziwne, ale dla mnie było czymś, czego nigdy nie usłyszałam od rodziców. Nigdy nie usłyszałam, żeby przy kimkolwiek, którekolwiek powiedziało o nas "rodzina", czy o mnie "córka". Chciałam podejść i ją przytulić, powiedzieć że wszystko będzie dobrze, ale nie mogłam tego zrobić... Ta kobieta nękała mnie od dnia moich narodzin i ja nie mam zamiaru tak szybko jej tego wybaczyć, o nie... niech i ona pocierpi.
    Szybko zrobiłam sobie śniadanie do szkoły, wzięłam plecak i wyszłam z domu. Przed drzwiami stał nie kto inny jak Madara. Niespodziewanie uśmiechnęłam się na jego widok. Podeszłam bliżej, a on znów obdarował mnie niewinnym całusem w policzek. 
   -  Jak się pani spało? - Zapytał z zalotnym uśmiechem.
   - A nawet dobrze. Wiesz dziś rano stało się coś dziwnego...  
   - Co takiego? 
   - Mama była dla mnie miła... a potem usłyszałam, że straciła prace i płakała... - Odpowiedziałam zdumiona zaczynając iść w stronę szkoły. 
   Chłopak podążył za mną i przez chwilę się nie odzywał, ale po chwili złapał mnie lekko za przedramię i odwrócił w swoją stronę. Popatrzył prosto w oczy i wyciągnął w górę swoją dłoń, by po chwili przyłożyć ją do mojego czoła. 
   - Nie, nie masz gorączki... - Powiedział ze zdziwieniem 
  - Przestań żartować! - Powiedziałam doniośle, strącając z czoła jego dłoń. - To Poważna sprawa... Przez chwilę chciałam ją nawet przytulić, kiedy przez telefon powiedziała "Mam rodzinę na utrzymaniu".
   - Nie zrobiłaś tego? - Zapytał zdziwiony i zaczął iść dalej.
  - Pewnie, że nie! - Odpowiedziałam oburzona. - Dlaczego nagle miałabym być dla niej łaskawa, za te wszystkie krzywdy, które mi oboje wyrządzili? - Odpowiedziałam, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.
    Fioletowooki nic na to nie odpowiedział, ale ja w głębi duszy wiedziałam, że zgadza się z moimi poglądami dotyczącymi tej sprawy. W końcu sam nie raz bronił mnie przed furią ojca, kiedy przy wszystkich na podwórku próbował mnie uderzyć, czy nawet na siłę zaciągnąć, czasem za włosy, do domu.
    Podczas drogi  wymieniliśmy się naszymi zdaniami na temat nowej szkoły i dowiedziałam się, że w jego klasie są dwie osoby z naszego gimnazjum. Nie spodziewałabym się, a jednak ktoś jeszcze prócz nas postanowił się wyrwać ze "slamsu".


→ ←

    Kiedy doszliśmy do naszego celu podróży, rozdzieliliśmy się i poszliśmy do swoich klas, które znajdowały się od siebie zaskakująco daleko. Od samego progu sali usłyszałam "Aka-chan!". Popatrzyłam wgłąb pomieszczenia i zobaczyłam machającą w moim kierunku Hakai. Podeszłam do granatowowłosej i ciężko westchnęłam. 
   - Hej...
   - Coś się stało Aka-chan? - Zapytała zmartwionym głosem.
  - Ehhh... Sprawy rodzinne... - Odpowiedziałam i usiadłam na swoim miejscu, które było jedną ławkę przed moją nową koleżanką. 
    - O, to nie ciekawie. 
  - No cóż, rodziny się nie wybiera. - Wzruszyłam teatralnie ramionami, tym samym odciągając dziewczynę od pomysłu dalszego wypytywania mnie o cokolwiek. 
    W tym samym momencie do klasy wszedł wysoki, blond włosy chłopak, który popatrzył wprost w moją stronę. Troszkę spanikowałam i już miałam zamiar odwrócić wzrok, ale zamiast tego szeroko się uśmiechnęłam. Minato od razu odwzajemnił gest i specjalnie przez całą klasę podszedł do mojej ławki, tylko po to, żeby się przywitać.
   - Cześć Kushina. - Powiedział dalej z tym samym promiennym uśmiechem, na którego widok moje serce zaczęło mocniej bić.
    Przez chwilę się zawahałam i nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, ale na całe szczęście szybko się ogarnęłam i odpowiedziałam, bo jeszcze uznałby mnie za jakąś dziwaczkę.
   - Hej. 
   - Jak leci? - Zapytał najzwyczajniej w świecie
  - Całkiem spoko, ale chyba się nie wyspałam - Zaśmiałam się i ze zdenerwowania podrapałam po głowie. 
    Popatrzyłam też w swoją prawą stronę i zobaczyłam zaciekawioną Hakai, która dokładnie się nam przyglądała. Od razu pomyślałam, że skoro nie ma w tej szkole innych znajomych, to chciałaby go poznać...
   - To jest Hakai - Powiedziałam i wskazałam na granatowowłosą. 
Dziewczyna zdziwiła się tym, co usłyszała i od razu podniosła się do pionu. Wyglądała jakby była zawstydzona i jednocześnie zdenerwowana, nie do końca wiedziałam dlaczego, ale wtedy to nie miało najmniejszego znaczenia. Minato odwrócił się w jej stronę i podał rękę, którą szybko złapała, jakby za chwilę miała zniknąć niczym mydlana bańka unoszona przez wiatr. 
   - Minato - Przedstawił się i obdarował ją swoim firmowym uśmiechem.
  - Hakai Nagai! - Powiedziała donośnie, jakby chciała permanentnie zaznaczyć swoje istnienie i do tego niezwykle formalnie jakby oczekiwała czegoś więcej po ich znajomości. No cóż znałam to z własnego doświadczenia. Widać było, że się denerwuje. Wtedy jeszcze nie wiedziałam z jakiego powodu, ale nie zajęło mi dużo czasu odkrycie tej zagadki. Początkowo myślałam, że po prostu podoba jej się Minato i w sumie nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież był mega przystojny. Jednakże później okazało się, że ona po prostu nie umie rozmawiać z chłopakami i się ich zwyczajnie wstydzi.
   - Cóż za ciekawe imię! - Powiedział zafascynowany. - Nie często spotyka się kogoś kto ma na imię "Zniszczenie"  
   - Twoje tak samo zdumiewające "Porcie"... w sumie "Kuchnia" to też ciekawy przypadek. - Zaśmiała się i popatrzyła wprost na mnie. 
   - Nie mam tak na imię bez powodu... - Wybełkotałam pod nosem odwracając się od towarzystwa. Słowa Hakai bardzo mnie zasmuciły, może i wiedziałam, co oznacza moje imię, ale przesłanie kryjące się za nim było bardzo dołujące. To sobie rodzice wymyślili cholera jasna... skazali na takie życie od kołyski. - Pomyślałam i oparłam się łokciem o blat ławki patrząc za okno.
    Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu, więc znowu odwróciłam w tył. Zobaczyłam ich promienne uśmiechy i od razu wydarzenie z przed momentu odeszło w niepamięć. Już wiedziałam, że to są właśnie te osoby, z którymi chcę przeżyć najlepsze lata mojego szkolnego życia.

→ ←

    Od razu po lekcjach miałam zamiar wrócić do domu, ale kiedy poczułam na sobie to ciepłe powietrzę, które tak delikatnie muskało moją skórę,wiedziałam już, że moja droga powrotna trochę się przedłuży. Stanęłam przed budynkiem szkoły zastanawiając się, czy Madara też będzie wracać, ale kiedy zadzwonił dzwonek na kolejną lekcje dałam sobie spokój. Zaczęłam iść w stronę bramy, kiedy nagle zza moich pleców usłyszałam wołanie.
   - Kushina! 
Natychmiast odwróciłam się w tamtym kierunku i zaskoczona zobaczyłam tam blondyna, z oczami o nieziemskim odcieniu niebieskiego.
   - Minato? - Zapytałam zdziwiona. - Coś się stało?
   - W sumie to nie. Po prostu cię zobaczyłem. - Powiedział spokojnie i znów posłał mi swój olśniewający uśmiech. - W którą stronę wracasz? 
   - Ja...  mieszkam dosyć daleko... To jakieś pół godziny drogi stąd. - Odpowiedziałam zawstydzona, już czekając na pytania dotyczące tego, co ja w takim razie robię tak daleko od domu.
   - O kurcze. - Uciął krótko. - Ja w sumie mieszkam niedaleko. 
   - A ja chciałam się przejść, żeby nie marnować tak pięknej pogody.
Chłopak zdziwił się moją wypowiedzią. Chyba stwierdził, że swoimi słowami proponuje mu, żeby przeszedł się zemną, jednak nie zareagował impulsywnie, czyli aż tak go nie przestraszyłam.
   - A gdzie się wybierasz? 
   - W sumie to, nie znam tej części miasta, więc nie wiem.
 - W takim razie idę z tobą! Będę twoim przewodnikiem, znam tu każdy zakamarek! - Powiedział doniośle i stanął w dostojnej pozie, opierając jedną dłoń, zaciśniętą w pięść, ze zgiętym łokciem, na biodrze. 
    Zawahałam się. Dlaczego chłopak, którego poznałam zaledwie dzień temu goni za mną, pyta się, w którą stronę wracam do domu i jeszcze proponuje mi, że oprowadzi mnie po okolicy/
   - To jak, przyjmujesz ofertę? - Zaśmiał się i klepnął mnie w ramie. 
  - Ale nie masz zamiaru walnąć mnie za rogiem w głowę jakimś kamieniem, zamknąć w piwnicy i wykorzystać seksualnie? - Zapytałam podejrzliwie, a on z ogromnym zdziwieniem wypisanym na twarzy, stał bez ruchu, prawdopodobnie nie wiedząc, co ma na to odpowiedzieć. W końcu jednak teatralnie zwiesił głowę i położył dłoń na karku.
   - Ehhh... - Westchnął - Przejrzałaś mnie... a już byłem tak blisko celu.
Widząc jego udręczoną minę wprost nie mogłam powstrzymać śmiechu i w końcu wybuchłam, a blondyn już po chwili do mnie dołączył. 
   - Pewnie, że przyjmuje propozycje, będzie mi bardzo miło. - Dodałam wciąż jeszcze lekko chichocząc.
   - W takim razie jestem prawdziwie zaszczycony panienko, to będzie dla mnie zaszczyt - Odpowiedział i lekko skłonił się głową.
   - No już nie przesadzaj, doprawdy, przecież nie jestem, nie wiadomo jaką, księżniczką, której obecność wzbudza podziw.
   - No może księżniczką nie, ale za to świetną dziewczyną. - Odbił kokieteryjnie.
Kiedy usłyszałam to zdanie mój żołądek wywinął fikołka i poczułam jak zaczynają piec mnie policzki.
   - Też jesteś fajny. - Zawtórowałam cicho.
   - Miło mi to słyszeć. - Powiedział bardzo spokojnym i niskim głosem.
   - To, gdzie masz zamiar mnie zabrać?  - Zapytałam od czapy, chcąc przerwać wcześniejszy temat, który wywoływał u mnie zbyt wielkie zawstydzenie. Blondyn troszkę się zdziwił, ale zaraz odpowiedział na moje wyrwane z kontekstu pytanie.
   - Zabiorę cie do magicznej krainy, w której poczujesz się jak księżniczka.


CDN


2 komentarze:

  1. Szkoła to zło, chcę już wakacje ;/ A rozdział świetny ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. o luju ... Ten początek mnie zaskoczył XD Agresywny pan Madara <3 ☺☻ ♦♣♠ Jeśli chodzi o całość to wydaje mi się, że napisane dobrze. Podoba mi sę ten wątek miłosny, bo w głównym op on jest taki dosyć śladowy i przeplata się pomiędzy rozwiniętym dramatem... Także ja kocham romanse i w sumie od samego początku czekam tu na to :P
    Nie no to op jest tak wyjątkowe, że po mimo, że nie lubię takich okruchów życia tylko wole komedie romantyczne to mnie tu trzyma. Od samego początku czuję się bardzo z tym blogiem związana ^^ Uważam, że każdy znajdzie tu coś dla siebie :)
    Wiesz, że lubię się pospisywać więc teraz przejdźmy do postaci. Kushina w tym głównym jest od razu przedstawiana nam w złym świetle, jako jakaś narkomanka i alkoholiczka a ta poboczna wreszcie przedstawia nam pomału historię dlaczego w późniejszym życiu jest taka a nie inna. Co do Minato, to nie spodziewałam się że będzie tu takim lovelasem jak w anime, czekałam na inwencje twórczą, no ale jest miłość? JEST! także mię się podoba ^^ Co do Madary pisałam w poprzednim rozdziale.
    Wiesz, że zawsze czekam na więcej i pozdrawiam i duuuuuużo weny !!!!

    OdpowiedzUsuń