czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział 29


    Już rok szkolny... dla wielu z was pewnie jest to masakra... i ja nie będę kłamać, że to coś fajnego, bo w żadnych nawet najgorszych snach nie marzyłam, że będę miała w tym roku taki -przepraszam za wyrażenie- zapierdol  w szkole.  XD Wielkie sorki dla tych co czytają ten syf, ale no wiecie jak to bywa ... 
    No dobra kochani, maleńkie wprowadzenie do rozdziału nie będzie on typowy jak to zawszę, ale będzie on troszeczkę pokićkany :P Bowiem cofniemy się w czasie do młodości pewnej kobiety o krwistoczerwonych włosach. Rozdział nie tylko dlatego będzie inny od poprzednich, ale także dlatego, że całkowicie będzie napisany w 1 osobie. Także tego i w ogóle życzę miłego czytania ^__^ Ach no tak i jeszcze następne (prawdopodobnie 2) będą także pisane tak samo.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

       Nigdy nie pomyślałam, że mogłabym znaleźć się w tym miejscu, tylko dlatego, że od zawsze z całego serca pragnęłam zaznać szczęścia, spokoju i miłości. Przecież ja tylko chciałam uciec od teraźniejszości. Chciałam kochać prawdziwą miłością i żeby ktoś odwzajemniał to uczucie tak samo szczerym. Takim, które płynie z głębi duszy i wypełnia człowieka całego. Od stóp aż po czubek głowy. 
  Podobno szczęście można osiągnąć zawsze, po prostu ciesząc się z małych rzeczy. Trzeba sobie wyrobić hierarchię tego, co nas cieszy, zasmuca i jest nam zupełnie obojętne. Ja próbowałam to zrobić i w gruncie rzeczy skończyło się na tym, że żyłam w jednej wielkiej mydlanej bańce, iluzji, z której nie mogłam, lub nie chciałam się wydostać. Po cóż stosować jakieś dziwne "zabawy" psychologiczne, na dowartościowanie się, skoro i tak ląduje się na samym dnie, gdzie pozostaje nam już tylko ledwo palący się ognik w naszej duszy, a który także z czasem ulegnie całkowitemu wypaleniu.  Zawsze chciałam dobrze, a teraz, praktycznie za nic, zostałam znów zamknięta, jak jakieś zwierze, w piwnicy, na cztery spusty.


  

    18 lat wcześniej 


       Był  to piękny wrześniowy dzień. Jak co dzień rano wstałam z łóżka i zaczęłam szykować się do szkoły. Tego dnia zaczynałam nowy rok już jako licealistka, w końcu poważny wiek siedemnastu lat. Nowe środowisko, nowi znajomi i być może to długo wypatrywane szczęście, o które non stop błagam na kolanach. 
  Chciałabym spotkać tam kogoś wyjątkowego, z kim mogłabym dzielić się wszystkimi szczegółami z mojego życia, marzeniami i uczuciami ... w sumie patrząc na to pod tym kątem, to mam kogoś takiego. Madara idealnie pasuje do tego opisu, ale jego za żadne skarby tego wielkiego świata nie nazwę swoim przyjacielem. Nie odczuwam potrzeby wypłakiwania się w jego ramię, czy spędzania z nim każdej wolnej chwili. Tak naprawdę to, jest to niewykonalne, kiedy codziennie rano przychodzi po mnie do mojego domu, byśmy poszli razem do szkoły. Tak czy inaczej on nie nadaje się, na kogoś więcej niż kumpla.  
  W poszukiwaniu szczęścia mogłabym posunąć się nawet do najbardziej nierozsądnych i szalonych rzeczy, ale nie dla kogoś takiego jak ten fioletowooki chłopak mieszkający zaledwie dwa domy dalej. Znamy się już od przedszkola i zawsze jest dla mnie miły i (kochany?), ale dla mnie... Już nie raz, nie dwa widziałam, jak szlaja się z bandą chuliganów i dręczy ludzi. Znając życie dla mnie też by taki był, gdyby nie fakt, że jest we mnie zakochany... podobno. Zapewnia mnie o tym już od ładnych paru lat i żyje w przekonaniu, że bezgranicznie odwzajemniam jego uczucia, czy coś takiego. To nie tak, że zwodzę go za nos, obiecując mu nie wiadomo co, tylko po prostu nie odpowiadam na jego zaczepki, a on nawet nie domaga się jakiegokolwiek zaangażowania z mojej strony, co jest troszkę dziwaczne, ale jak człowiek sam w sobie jest jakiś podejrzany, to nic w tym dziwnego.

  Wreszcie spakowana, zwarta i gotowa wyszłam z pokoju, by za chwilę zejść na palcach po schodach i cichutko niczym duch pognać do wyjścia z tego przytłaczającego miejsca. Dom rodzinny... Wiele mogłabym mówić na ten temat, ale najważniejsze jest to, że szczerze nienawidzę tego budynku. Tak źle, to chyba nic mi się nie kojarzy. Echhh... może gdyby nie moi rodzice, którzy od zawsze chcieli się mnie pozbyć, to nie miałabym tak spaczonej psychiki. No przecież chyba nikt nie chciałby domu, w którym wszyscy się na nim wyżywają z byle głupiego powodu. Co nie? Moje życie jest do dupy... ani rodziny, ani przyjaciół i nawet miejsca, do którego mogłabym wracać. Może tego po mnie nie widać, ale już nie raz chciałam skończyć tą ciągnącą się od lat tragedię, jednakże za bardzo chcę żyć. Żeby targnąć się na swoje życie... to dopiero trzeba mieć nasrane w głowie... teraz wiem, że to co chciałam zrobić, już parę razy było tak głupie, że aż wstyd mi o tym myśleć. Może życie z tą bandą idiotów jest ciężkie, ale w końcu teraz zaczynam nowy etap w swoim życiu i nie mam zamiaru zmarnować żadnej okazji na lepszą egzystencje, bo wiem jak łatwo można coś przeoczyć i w jednej chwili minąć szczęście, nie zwracając na nie uwagi.
  Byłam świadoma, że gdy tylko wyściubię nos na zewnątrz, to zostanę namierzona przez Madere. Wzięłam więc głęboki oddech i jednym ruchem ręki otworzyłam wrota do "lepszego" świata... wszędzie lepiej niż w domu. Wychodząc zamknęłam szczelnie oczy, by po chwili powoli je otworzyć i ujrzeć piękne bezchmurne niebo. Miałam nadzieję, że stanie się coś niezwykłego, coś magicznego. Skierowałam wzrok w dół i rozejrzałam się dookoła. Szczerze mówiąc doznałam szoku, kiedy odkryłam, że mój wieloletni kompan podróży nie przyszedł pod mój dom. Cóż... kłamałabym mówiąc, że było mi to całkowicie obojętne. Można powiedzieć, że poczułam się nawet lekko zawiedziona, ponieważ droga bez niego wydawała się taka długa... 


→ ←

  Błąkając się samotnie czułam ogromną presje, która powoli zaczynała mnie już przytłaczać. Nie miałam pojęcia, czy spotkam w tej szkole kogoś znajomego, czy nie, a Madary nie było u mojego boku... Czułam się taka samotna.  To zabawne, że docenia się coś dopiero po stracie. Teraz, dopiero kiedy go straciłam, zrozumiałam jak bardzo mi go brakuje i jak bardzo był mi potrzebny.
  Przeszłam przez bramę szkoły i oczywiście pierwsze co rzuciło mi się w oczy,to roześmiana gęba Madary... a jak by inaczej. Stał z jakimiś ludźmi, których zupełnie nie kojarzyłam i tak beztrosko z nimi rozmawiał. Postanowiłam się w to nie mieszać i pójść  dalej. Skoro wybrał kogoś innego, to ja w żadnym wypadku nie będę robić mu z tego powodu wyrzutów. Przecież i tak zawsze na niego narzekałam i nigdy nie czułam większej potrzeby przebywania z nim... pewnie dlatego, że zawsze był na wyciągnięcie ręki i to mnie strasznie denerwowało. W sumie jeśli z kimś innym będzie szczęśliwszy, to jedyne co mogę zrobić, to życzyć mu szczęścia i samej odnaleźć własne. 
  Skierowałam się w stronę sali gimnastycznej, na której miała się odbyć ceremonia rozpoczęcia roku dla pierwszych klas. Chciałam jak najszybciej dojść do celu i zająć swoje miejsce pomiędzy ludźmi, by już nie myśleć o tym fioletowookim... Mimo wszystko, patrzenie na coś takiego, bolało bardziej niż mogłabym kiedykolwiek przypuszczać. Kiedy byłam już we wnętrzu zatłoczonej sali, znalazłam wolne krzesło i w spokoju czekałam na początek ceremonii powitania nowych uczniów. Wspomnienia o samotności znów przylgnęły do mnie niczym rzep do psiego ogona i za nic nie chciały dać za wygraną. Jednym z tych wspomnień było to najbardziej bolesne, które wracało do mnie każdej nocy tuż przed zaśnięciem. Zamykanie w piwnicy, to jedno z najgorszych rzeczy jakie w życiu przeżyłam. Tam czułam się jeszcze bardziej samotna niż gdziekolwiek indziej. Nie było tam okien, światła, a powietrze przesiąknięte było wilgociom, co utrudniało oddychanie. Dlaczego mnie tam zamykano?  Ponieważ błam "niesfornym" dzieckiem, które we wszystkim przeszkadzało, brudziło i niszczyło wspaniałą rodzinę. Ta... jasne. Rodziną to ja już prędzej nazwałabym zwierzęta w schroniskach niż ich. Samo patrzenie na tych ludzi sprawiało, że miałam ochotę wyjść i już nigdy nie wrócić.  
  Czy to źle, że mówię w ten oto sposób? Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia.  O moich marzeniach mogłabym mówić godzinami, ale czas na to. Marzenia, to tylko marzenia. Puste, nic nieznaczące życiowe cele, które się nigdy nie spełnią. Od najmłodszych lat pragnęłam normalnego życia i co? dostałam? A skąd. Marudzenie to mój ulubiony sport i może trochę przesadzam z tym wszystkim, ale jak już raz któryś z rodziców rzuci w ciebie glinianym kubkiem, to zrozumiesz o czym mowa...
   Uroczystość zakończyła się, a ja postanowiłam przenieść swoje cztery litery do sali, w której miało odbyć się rozdzielenie miejsc i takie tam różne bzdety. Wstałam więc i ruszyłam za ludem w stronę wyjścia. Szczerze mówiąc chyba nigdy nie brałam udziału w podobnej przepychance. Czułam się wręcz miażdżona z każdej możliwej strony. Ja nie wiem, czasami ludzie potrafią się zachowywać jak jakaś dzicz. Dokąd zmierza nasz gatunek? Gnając z prądem przez przypadek udało mi się nawet na kogoś nadepnąć, oczywiście skutek tego był taki, że zostałam zbesztana takimi oto wspaniałymi słowami: "Gdzie pchasz swój wielki, tłusty zad ruda wywłoko!".  potrafię wybaczyć każdą obelgę, ale jeśli ktoś obraża mój kolor włosów to nie daruje. Po pierwsze nie są one rude tylko czerwone, a to ogromna różnica. Wiadomym odruchem z mojej strony było popchnięcie tej osoby, a że za nią stali inni, to także na tym ucierpieli. Tłum wywrócił się, a ja zrobiłam sobie przypał już pierwszego dnia szkoły. 
  - No pięknie - Powiedziałam pod nosem i popatrzyłam dookoła. - To on zaczął. - Krzyknęłam i wybiegłam z sali trącają przy tym inne osoby.
    No cudownie, no po prostu kurde pięknie i co ja teraz zrobię? Myślałam idąc szkolnym dziedzińcem. Westchnęłam ciężko i usiadłam na najbliższej ławce.
  - Wspaniałe przedstawienie. - Ktoś powiedział ze śmiechem. Znałam ten głos... popatrzyłam w górę i jak łatwo można się domyślić był to Madara.
  - Tak... genialne... - Odpowiedziałam sarkastycznie, a w tym czasie chłopak zdążył usiąść obok. - Bardzo źle to wyglądało?
  - Nie aż tak bardzo. - Zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu. - Cóż ci ten biedak uczynił, żeś go tak potraktowała o pani. 
  - Bardzo zabawne idioto - uderzyłam czarnowłosego lekko w głowę, na co ten się tylko zaśmiał. - Co mi uczynił pytasz... powiedział, że jestem ruda... 
  - A więc znowu to samo... przypomnij mi Kushina ile razy mówiłem ci, żebyś wrzuciła na luz? - Zapytał surowo i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. - Ja rozumiem, że może ci się nie podobać to, że ktoś nazywa cię "ruda", ale to nie jest powód, żeby kogoś bić. Miesiąc temu zrobiłaś dokładnie to samo... Ja już naprawdę nie wiem co ja mam z tobą zrobić pierdoło. - Westchnął ciężko i pstryknął mnie w czoło.
  - Co masz zrobić? Może na przykład zostawić tak jak dzisiaj rano... - Wymruczałam pod nosem. - Zapomniałeś o mnie czy co się stało? - Dodałam naburmuszonym głosem i odwróciłam wzrok.
   Już nie mogłam dłużej w sobie trzymać tego pytania. Chciałam znać na nie odpowiedź, tak szybko jak to było tylko możliwe, bo już zaczynało mnie od środka coś rozrywać i poczułam, że jeśli się go o to nie zapytam, to za niedługo wybuchnę rzewnym płaczem jak to bywało już pod wpływem dużego ciśnienia. 
  - Można powiedzieć, że postanowiłem sprawdzić, jak sobie beze mnie poradzisz... i z przykrością muszę stwierdzić, że zawaliłaś na całej linii.
   Jego słowa sprawiły, że poczułam się zmieszana. Nie wiedziałam, czy mam odczuwać ulgę z tego powodu, iż mnie nie zostawił, czy mam być zła, że w ogóle wpadł na taki głupi pomycł. 
  - Myślisz, że mógłbym cię tak po prostu zostawić? 
   Zapytał, ale ja nie odpowiedziałam tylko wstałam z ławki i poszłam w stronę swojej nowej klasy. Może i zachowałam się jak ostatni cham, ale nie mogłam już dłużej siedzieć na jednym miejscu. Roznosiło mnie od środka i chciałam to z siebie wyrzucić, ale nie w czyjejś obecności. Postanowiłam sobie, że gdy wrócę do domu to będę musiała się porządnie wypłakać.


CDN





środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 28


Hej... Jest mi wstyd za to, że przez długi czas nie dodałam nowego rozdziału, a obiecałam ... :( Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie bardzo źli. Tak więc jeszcze raz przepraszam i zapraszam do czytania.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Granatowowłosa kobieta zdziwiona popatrzyła na chłopaka, ale na jego twarzy spoczywał poważny wyraz, który idealnie oddawał to, że blondyn nie żartuje.
   - Proszę. - Zwiesił bezwładnie głowę i westchnął. - To dla mnie bardzo ważne...
Naruto starał się nie patrzeć na kobietę, ale kiedy długo nie odpowiadała uniósł lekko głowę i dostrzegł na jej twarzy wymalowany smutek. Czy sprawiłem jej tym pytaniem przykrość? - Zapytał się w myślach i dalej spoglądał wprost na zatroskaną minę.
   - Przepraszam jeśli panią uraziłem... - Powiedział i w tym samym momencie ktoś wszedł do pomieszczenia.
Oboje odwrócili się zdezorientowani, a ich oczom ukazał się nie kto inny jak starsza córka Hyuuga. Dziewczyna wyglądała na mocno zdziwioną, a było to spowodowane tym, że nigdy w życiu nie spodziewała się zobaczyć czegoś takiego, jak ten oto malujący się przed jej oczami obraz.
   - Naruto? - Powiedziała zszokowana. - Co ty tu robisz? - Zapytała i szybkim krokiem podeszła do stolika.
Pochyliła się znacznie i zaczęła wgapiać swe białe oczy w chłopaka, który wcale nie ukrywał swojego zmieszania tą sytuacją.
   - Przyszedłem cię odwiedzić...? - Skłamał patrząc w podłogę, by po chwili podnieść wzrok. - Chciałem zapytać jak poszły ci badania i w ogóle...
  - Co ty się człowieku mną przejmujesz? Masz ważniejsze sprawy na głowię! - Powiedziała donośnie siadając na poduszce obok. Westchnęła ciężko i złapała dłoń blondyna otulając ją swoimi. - A ty jak się czujesz? Chociaż troszkę lepiej?? - Zapytała z czułością.
   - Tak... znacznie lepiej. - Podrapał się po karku patrząc na Hakai, która tylko lekko uśmiechała się w ich stronę i bawiła się swoimi ciemno granatowymi włosami.
      Brązowowłosa dziewczyna weszła do pomieszczenia otwierając przesuwane drzwi z niemałym hukiem, czym zwróciła uwagę wszystkich siedzących przy Kotatsu. W rękach trzymała tacę, na której ułożone były trzy okrągłe szklanki wypełnione mrożoną herbatą. Podeszła bliżej do swoich obserwatorów i dziwnie spojrzała w stronę matki.
   - Sorki mamo nie spodziewałam się ciebie tu i nie zrobiłam ci herbaty. - Rzuciła od niechcenia i postawiła trzy szklanki pośrodku stołu, a następnie sama usadowiła się na ostatniej z czterech poduszek i omiotła wszystkich wzrokiem. - Dlaczego mam wrażenie, że w czymś wam przeszkadzam i nie jestem tu mile widziana?? - Zapytała chwytając za szklankę i upijając z niej niewielką ilość napoju.
   - Co ty opowiadasz Hanabi? Czemu masz niby nie być mile widziana we własnym domu? - Odpowiedziała cicho chichocząc pod nosem. - Po prostu weszłaś tu z takim impetem, że wszystkich nas zatkało. - Dodała podniosła i się z miejsca.
   - Idziesz sobie? - Zapytała granatowowłosa, która nadal trzymała Naruto za dłoń.
   - Tak, nie będę wam przeszkadzać.
Kobieta wyszła z pomieszczenia zasuwając za sobą drzwi, a w pokoju zapanowała niezręczna cisza. Brązowowłosa odchrząknęła zwracając na siebie uwagę swoich towarzyszy.
   - Wyobraź sobie Hinata, że on. - Wskazała palcem na Naruto. - Błąkał się po okolicy szukając naszego domu. - Parsknęła śmiechem. - Ma szczęście, że zapytał o drogę mnie, a nie któregoś z naszych kochanych sąsiadów, bo mogłoby być kiepsko. - Ponownie się zaśmiała.
  Białooka miała nadzieję, że uda jej się "żartem" rozluźnić panującą wokół gęstą atmosferę, ale to jednak nie poskutkowało i w pewnym momencie poczuła, że jeśli prędko nie wyjdzie z tego pomieszczenia to się udusi. Jak pomyślała tak zrobiła i po niecałych dwóch minutach kierowała się zpowrotem ku wyjściu z pokoju.
   - Ja idę, a wy tu sobie posiedźcie. - Rzuciła na odchodne i już jej nie było.
Granatowowłosa popatrzyła na blondyna z niewielkim uśmiechem i dosunęła się trochę bliżej niego.
   - Dobra, to teraz masz mi opowiedzieć jak po badaniach. - Jego głos przybrał poważny ton, co trochę dziwiło dziewczynę, ale mimo wszystko ostatecznie jej usta wygięły się w lekką podkówkę. Spuściła wzrok i zwiesiła głowę, jakby zaraz miała iść na ścięcie a zaraz potem zaczęła raczyć blondyna informacjami na temat jej stanu zdrowia.

→ ←

    Po dość długim czasie głębokiego snu, w który zapadła po bardzo męczących przemyśleniach poczuła na swym ciele niesamowite zimno. Otworzyła powieki czując, iż jej oczy nie są już niczym przewiązane i rozejrzała się dookoła. Tak jak się jej wcześniej wydawało trzymana była w jakiejś piwnicy, w nieznanym jej miejscu. Próbowała sobie przypomnieć choć trochę z tego w jaki sposób znalazła się właśnie tu i jedyne co pamiętała to to, że została wciągnięta do samochodu i otumaniona najprawdopodobniej chloroformem. W tym momencie zorientowała się też, że nie jest już przywiązana do krzesła, lecz siedzi na jakiś kartonach pod jedną ze ścian i jedynie dłonie związane ma ze sobą grubą liną. Ponownie omiotła pomieszczenie wzrokiem. Na samym środku stało drewniane krzesło, a wokoło niego leżały porozrzucane gazety, na wprost znajdowały się małe, jednak wystarczające, by bez problemu zmieścił się w nich dorosły człowiek, metalowe drzwi, a zaraz nad nimi paliła się przymocowana do ściany żarówka, okryta okrągłym, szklanym kloszem.
   Cisza panująca w tym miejscu wprawiała kobietę w ogromne przerażenie, przez co przybrała pozycje embrionalną i schowała głowę przy nogach. Nie chciała na to patrzeć i przypominać sobie zdarzeń, które miały miejsce w jej wczesnej młodości, kiedy to mając niewiele powyżej szóstego roku życia ojciec za kare zamykał ją w piwnicy twierdząc, że to jedyny sposób, by okiełznać takiego demona jak ona. Tak naprawdę nigdy nie miała zamiaru robić nic złego, po prostu chciała zwrócić na siebie uwagę, którą praktycznie nigdy nie otaczali jej rodzice. Wiecznie mieli swoje sprawy i nie mieli czasu na jedyne dziecko, które i tak było niechcianą wpadką. Została pozostawiona sama sobie, a jedyne do czego była im potrzebna to wyręczanie ich we większości obowiązków domowych. Okropnie bała się pustych pomieszczeń, w których panowała cisza. Miała wtedy wrażenie, że jej żywot właśnie dobiega końca i nigdy nie ujrzy już słońca, ani nie poczuje wiatru muskającego jej delikatnie po skórze.
   Po chwili drzwi zostały otwarte z takim impetem, że z ogromnym hukiem uderzyły w ścianę za nimi. Przerażona czerwonowłosa jak na zawołanie ponownie podniosła się do siadu wbijając spojrzenie w przybyłą osobę. W pierwszej chwili patrząc na czarnowłosego mężczyznę odetchnęła z ulgą, że to jednak nie Madara, ale gdy podszedł bliżej i zdołała dostrzec jego unikalne fioletowe oczy wiedziała, że nie spodka jej nic dobrego, ponieważ człowiek ten był nieobliczalny.
   - No proszę, więc postanowiłaś się wreszcie obudzić... - Powiedział głosem przesiąkniętym do granic możliwości wstrętem. - Co, nie masz mi nic do powiedzenia? - Dodał podchodząc do niej i zatrzymując się bezpośrednio przed Kushiną.
   Kobieta nic nie mówiła tylko trzęsąc się próbowała okiełznać swój oddech, wpatrując się w betonową podłogę. Fioletowooki przykucnął i mocno chwycił ją za szczękę w taki sposób, by patrzyła mu prosto w oczy.
   - Myślisz, że gapiąc się w ziemie unikniesz odpowiedzi? Jedyne co możesz tym wskórać, to jeszcze bardziej mnie wkurwić.
   - Czego ode mnie chcesz? - Zapytała cicho.
 - Jak to czego? Czyżby śpiączka wymazała ci pamięć? - Odpowiedział z kpiną i zaśmiał się demonicznie. - Jak widzisz szczęście jest po mojej stronie... nie udało ci się ode mnie uwolnić, chodź nawet uciekłaś się do ostateczności i próbowałaś się zabić. Jakaś ty naiwna i głupia. Znalazłbym cie nawet w piekle.
   - Masz chyba o sobie zbyt wysokie mniemanie. - Powiedziała nieco pewniej, ale szybko tego pożałowała czując na jednym z policzków bolesne uderzenie. Syknęła z bólu i złapała za zaczerwienione pulsujące miejsce.
   - Nie bądź taka mądra gnido. - Stanął na nogi i popatrzył na niebieskooką z góry. - Jeszcze raz ośmielisz się coś takiego powiedzieć, to obiecuje ci, że bez najmniejszego mrugnięcia okiem zabije. - Odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł zamykając za sobą drzwi i pozostawiając Kushine samą w jeszcze gorszym stanie.

→ ←

   - Jak już pewnie zdążyłeś się domyślić po moim wyrazie twarzy, to nie wszystko wyszło okay... Nie będę cię okłamywać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i w ogóle, bo nie zasłużyłeś na to, by patrzeć jak marnieje w oczach, a niby miało być wszystko dobrze. - Zrobiła krótką przerwę i napiła się napoju, który przyniosła dla nich Hanabi. - No więc może zacznę od początku... Od niedawna często zdarzają mi się omdlenia i utraty przytomności, mam za wysokie ciśnienie i tym podobne objawy... Ostatnio także przysłuchałam się bardzo nieciekawej rozmowie na mój temat... Tata nie zamierza raczej już więcej z nikim poruszać tego tematu, bo widać i to gołym okiem, że bardzo boli go utrata czegokolwiek więcej. Dawno temu, kiedy jeszcze byłam małym dzieckiem zmarł mu brat i pozostawił po sobie tylko syna, który jest do niego niesamowicie podobny i samo patrzenie na niego sprawia memu ojcu niesamowity ból... a  wracając do głównego tematu, jak myślisz, jak poczuł by się gdyby stracił i mnie? - Zadała pytanie, ale tak naprawdę nie wymagała na nie odpowiedzi. 
   Na twarzy Naruto malowało się ogromne zdziwienie i niepokój spowodowany tym, że nie miał bladego pojęcia, do czego konkretnie zmierza Hinata. Przełknął głośno ślinę i wziął głęboki oddech, by po chwili zabrać głos.
   - Na pewno okropnie by cierpiał... Zresztą nie tylko on... Każda osoba, która chodź raz spotkała tak wspaniałą osobę jak ty, nie mogłaby pogodzić się z takim faktem. - Powiedział i popatrzył głęboko w jej śnieżne oczy. - To niewykonalne. 
   Białooka zaśmiała się lekko i westchnęła.
   - Wiem... i to bardzo dobrze, że wszyscy jakiś czasu utrzymywali by żałobę... ale to nie zmienia faktu, że w końcu i tak by o mnie zapomnieli i zaczęli żyć swoim normalnym życiem. Nie chcę nikogo zranić, ale kiedy przyjdzie pora odejdę z tego świata pozostawiając was samych i zostanę tylko zamglonym wspomnieniem w całym archiwum podobnych, na samym końcu jednej z szuflad. Taki czeka mnie los, a zresztą nie tylko mnie, ale i każdego człowieka, który niczym w życiu nie zasłynął.
   - Do czego zmierzasz Hinata...? - Zapytał niepewnie.
  - Do tego, że lekarz powiedział mi prosto z mostu, że mój stan jest tak zły, iż nie ma sensu w ogóle robić jakiejkolwiek operacji... - Odrzekła jakby z nutą złości w głosie. - Nie jestem smutna, bo przygotowałam się na taki obrót spraw już dawno temu, ale nie mogę uwierzyć w to, że tak się zaniedbałam i udało mi się doprowadzić do tak podłego stanu! - Powiedziała donośnie. - Jestem na siebie niesamowicie zła, za to, że dawałam sobie jakiekolwiek nadzieję na powodzenie tego wszystkiego, szczególnie teraz, kiedy moje życie zaczęło układać się w taki własnie sposób, w jaki chciałam od bardzo dawna fantazjując o tym. Poznałam ciebie i to co robiłam nabrało wspaniałych kolorów, choć wielu ludzi uważało cię, -w tym ja- za bezbarwnego szaraka. Jesteś i byłeś najlepszym prezentem jaki mogłam w życiu dostać.
   Głos dziewczyny zaczął się coraz bardziej załamywać, aż w końcu z jej oczu zaczęły płynąć łzy tworząc na jej bladych policzkach wąskie ścieżki, których wcale nie miała zamiaru ocierać, tylko pozwolić im swobodnie wydostawać się na zewnątrz, dając w ten sposób upust emocją, które kłębiły się w niej głęboko już od czasu podsłuchanej rozmowy. Cały ten proces był jedną wielką przeplatanką uczuć od złości poprzez smutek, a ku zdziwieniu blondyna na radości kończąc. Także w ostatecznej fazie mimo iż dziewczyna dalej płakała w najlepsze, to na jej twarzy gościł ogromny uśmiech. Gdy skończyła swoją przemowę pozostała właśnie w z takim wyrazem, przez co Naruto wcale jakoś bardzo nie przeżył wiadomości, którą oznajmiła mu granatowowłosa.
   - Kocham cie Naruto. - Wypowiedziała z wielkim uśmiechem i mocno wtuliła się w tors niebieskookiego.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mimo, że nie chcę wam o tym mówić, to muszę XD Jak już pewnie zauważyliście jestem w opowiadaniu już w "dalekich" rozdziałach, a co to oznacza?? A oznacza to, że historia wkrótce dobiegnie do swego kulminacyjnego momentu i zakończy swój żywot pozostawiając jedynie ostatni rozdział zwany Epilogiem ... ale nie smućcie się.Bardzo możliwe jest iż zacznę pisać inne opowiadanie. Problem jedynie polega na tym, że na 100% nie będzie to FF o Naruto, albo w ogóle nie będzie to FF.  Prawdą jest to, że kompletnie znudziłam się tym Anime :D nie oglądam go już i bardzo ciężko mi pisać właśnie o nim ... A jak wiecie opowiadania powinno się kończyć, więc ja postaram się jak tylko będę mogła i zakończe w końcu tą historię! Mam nadzieję, że będziecie trzymać za mnie kciuki i życzyć mi powodzenia, w dążeniu do celu :) Pozdrawiam!


~*~*~*~


piątek, 7 sierpnia 2015

Rozdział 27


Hejka! Jest już Sierpień :) Jeszcze tylko ten miesiąc i ponownie trzeba będzie wrócić do szkoły ;/ Mam nadzieję, że wakacje wam dobrze mijają ;) Prawdopodobnie w tym miesiącu dodam  4 rozdziały. Przepraszam za opuźnienie ^_^ i dziękuje za to, że ktoś w ogóle czyta tego bloga. Pozdrawiam ;P

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    - Kto by się spodziewał, że do jej domu będzie tak ciężko dotrzeć? Na pewno nie ja... - Mamrotał pod nosem szukając posiadłości należącej do rodziny Hyuuga. - Do jasnej cholery, jak ona w ogóle trafia do domu? Mieszka na jakimś totalnym zadupiu... z mapą byłoby ciężko trafić. - Stanął na chwile i rozejrzał się dookoła. Nikogo nie było. nawet jednej osoby. 
   Dziewczyna mieszkała w okolicy starych domów, a raczej posiadłości jednorodzinnych i tak naprawdę jej dom z zewnątrz w ogóle nie przypominał tych współczesnych. Był raczej po prostu typowym staro-japońskim domem. 
   Naruto latał w koło nie mogąc się odnaleźć, kiedy nagle ratunek przyszedł mu prosto z nieba. W niewielkiej odległości od niego szła sobie spokojnie spacerkiem dość niska dziewczyna o długich brązowych włosach. Wydawała się bardzo dobrze odnajdować w okolicy, więc postanowił podejść do niej bliżej
   - Przepraszam, mogłabyś mi pomóc? - Zapytał, a dziewczyna zatrzymała się i popatrzyła na niego bardzo dokładnie. Skądś go kojarzyła, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd.
   - Coś się stało?
   - Nie mogę znaleźć drogi... -  Zaśmiał się i podrapał w tył głowy.
   - Chyba mogę pomóc. Znam te okolice jak własną kieszeń, to czego szukasz?
   - Domu rodziny Hyuuga. 
Brązowowłosa zakrztusiła się i zaraz się zaśmiała.
   - Lepiej trafić nie mogłeś, mieszkam w tym domu. 
Teraz chłopakowi wydało się, że bardzo przypomina mu Hinate. Miały dokładnie takie same oczy tylko zupełnie inny kolor włosów.
   - Gdzie moje maniery, nazywam się Uzumaki Naruto. Miło poznać. - Wyciągnął rękę, którą dziewczyna od razu uścisnęła.
   - Hanabi Hyuuga. - Uśmiechnęła się lekko. - Potrzebujesz czegoś od nas? - Zapytała i od razu zaczęła iść przed siebie. Blondyn ruszył za nią, co chwile rozglądając się dookoła starając się zapamiętać drogę. Kto wie czy kiedyś mu się jeszcze nie przyda?
   - Właściwie to przyszedłem do Hinaty... - Skłamał nie chcąc wyjawiać, że idzie do ich rodziców. - Chciałem o coś zapytać. 
   - A... tak teraz sobie przypomniałam! chodzisz do naszej szkoły prawda?- Nagle zmieniła temat. Niebieskooki kiwnął potwierdzająco głową. - Jak tak pomyślę, to siostra coś o tobie wspominała. Już nie pamiętam co, ale coś na pewno mówiła. Tak czy inaczej dobrze, że spotkałeś mnie, bo mamy takich sąsiadów, że na pewno nie wskazali by ci drogi, no cóż poradzisz, że mieszkasz w dzielnicy chamów i prostaków. To od razu mi przypomina o rodzinie mieszkającej dwa domy od nas. Mieszka tam taka rodzinka pedantów kobieta z synem i właśnie jego do chamów można zaliczać. Niby jest taki ułożony i w ogóle, ale tak naprawdę jest wredną mendą i naprawdę nie mam bladego pojęcia, co mój ojciec w nim widzi takiego fajnego, że chce by Hinata się z nim umawiała... phi. Za grosz gustu nie ma, w sumie patrząc na moją matkę myślę to samo. Chociaż tyle, że jest ładna bo jej charakterek to istne utrapienie... - Białooka gadała jak najęta wcale nie zwracając uwagi na to czy chłopak ją słucha czy nie. 
    Po kilku minutach dotarli na miejsce. Budynek był ogromny, wyglądał na zabytkowy i otaczał go wysoki kamienny mur. Na ten niecodzienny widok Naruto zaparło dech w piersiach. 
   - Ładny dom.  - Powiedział odruchowo. 
 - Ta... ale jakże smutny. - Odpowiedziała białooka otwierając przed blondynem bramkę i wpuszczając go przodem na teren posesji. - Już dawno nikt tu nie przychodził. - Zaśmiała się przyjaźnie. - A już tym bardziej do mojej siostry i to chłopak. Mam nadzieję, że sobie poradzi z tym wszystkim. Od kiedy zaczęły się wakacje nie czuje się najlepiej... - Mówiła idąc w stronę drzwi.
   - Też mam taką nadzieję... Jak poszły wczorajsze badania? 
  - Czyli wiesz? - Zapytała retorycznie. - W sumie to nie pytałam o to, ale kiedy wróciła nie była smutna czy coś, więc myślę, że powinno być wszytko okay. Tata się ostatnio strasznie przejął. Pierwszy raz mogłam zobaczyć jak się o kogoś tak bardzo troszczy... to było na prawdę niesamowite przeżycie. Poczułam się jak w prawdziwej kochającej się rodzinie, no może tata nas kocha, ale taki zimny człowiek nie okazuje zbyt wiele uczuć, więc sam rozumiesz. Od kiedy zmarł mój wujek jest strasznie oschły, jak widać bardzo to przeżył. Kiedy tata patrzy na Neji'ego, mojego kuzyna robi się jeszcze bardziej smutny niż zazwyczaj, chyba po prostu przypomina mu o stracie brata... - Przystanęła na chwilę, dość mocno się zarumieniła i spuściła głowę w dół. - Jejku... strasznie cię przepraszam. Zanudzam cię jakimiś historyjkami z mojej rodziny. Sorki, po prostu jakoś tak dobrze mi się z tobą rozmawia. - Podniosła wzrok oczekując zdziwienia czy coś, ale napotkała tylko szeroko uśmiechniętą twarz chłopaka. 
    Zaśmiał się radośnie, kiedy dziewczyna wspomniała o rozmowie. Tak na prawdę to tylko ona gadała i gadała, więc raczej rozmową tego nazwać nie było można, ale nie miał jej tego za złe czy coś. W żadnym wypadku nie skarcił by kogoś za otwartość, której jemu samemu brakowało. Nawet przydało mu się to jej gadulstwo, w ten sposób poznał troszkę bardziej rodzinę swojej ukochanej, z czego był bardzo zadowolony.
   - Nie szkodzi. Dobrze mi się ciebie słucha. 
Brązowowłosa uśmiechnęła się uradowana, a na jej policzki ponownie wpłynął niewielki rumieniec.
   - No dobra nie stójmy na zewnątrz. - Powiedziała, po czym otworzyła drzwi. - Wejdź nie krępuj się, moi rodzice cię nie zjedzą. - Zachichotała. - Na razie... - Dodała cicho. 
    Weszli do środka i jego oczom ukazał się mały długi dość wąski korytarz, na którego końcu znajdowały się schody prowadzące na kolejne piętro. Oboje przed progiem zdjęli buty, by następnie wejść na drewnianą podłogę i pójść w stronę salonu, który znajdował się zaraz po prawej stronie, a prowadziły do niego tradycyjne przesuwane, zdobione kwiatowymi ornamentami drzwi. Był dość przestronny, ale dużym zdziwieniem było to, że znajdował się w nim tylko : telewizor i na samym środku kotatsu, ze zwiniętym do środka nakryciem, otoczony czterema poduszkami. (*Kotatsu to niski stół okryty płachtą i grzałką pod blatem Zobacz!). Spodziewał się zupełnie czegoś innego, ale jak widać kultura Japońska wzięła górę nad tym domem. Pomieszczenie utrzymane było w ziemistych odcieniach, co dodawało mu bardzo nostalgiczny klimat.
   - Śmiało, rozgość się. - Wskazała dłonią na kotatsu. - Usiądź sobie spokojnie, a ja zrobię coś do picia i zawołam Hinate. - Wyszła z pomieszczenia i stanęła zaraz obok schodów.  - Hinata!!! - Zawołała niewiarygodnie głośno. - Masz gościa!! Złaź na dół!
   Blondyn słysząc krzyk nieźle się przestraszył i przez chwilę nie mógł złapać powietrza, mimo że była dość rozgadana nie spodziewał się, że będzie się drzeć do niej przez cały dom... może po prostu była zbyt leniwa, by do niej pójść i jej powiedzieć? Kto to tam wie?  Usiadł na jednej z miękkich poduszek i zaczął się zastanawiać, o co tak właściwie chce zapytać rodziców granatowowłosej. W sumie nie miał jeszcze żadnych ułożonych pytań, a nie chciałby palnąć jakiejś głupoty. - Należy się nad tym zastanowić... - Pomyślał i skrzyżował ręce na piersi. - Sądząc po wystroju tego domu i z opowiadań sióstr wydaje się, że nie są zbyt otwartymi ludźmi... Może powinienem bez ogródek zapytać o jej przeszłość? A może powinienem jakoś wpleść to w rozmowę... sam nie wiem. - Westchnął ciężko i położył ręce na stole.
   - Nie często mamy tu gości. - Powiedziała wysoka kobieta o bardzo ciemnych granatowych włosach i czarnych oczach, ubrana w dość normalne jak na tą posiadłość ciuchy. 
   Podeszła bliżej i usiadła na jednej z poduszek. Posłała blondynowi przenikliwe spojrzenie i lekko się uśmiechnęła. 
   - Jak się nazywasz chłopcze? - Zapytała, a on wstał i jak to w Japonii lekko się ukłonił.
   - Przepraszam za najście, nazywam się Uzumaki Naruto.  - Powiedział szybko i ponownie spojrzał na kobietę. 
   - Ojej. Jaki dobrze wychowany młodzieniec. Te formalne gesty naprawdę nie są konieczne, usiądź. - Zaśmiała się przyjaźnie. - Miło mi cię poznać Naruto. Nazywam się Hakai Hyuuga i jestem mamą Hinaty i Hanabi. 
   Blondyn usiadł z powrotem na poduszkę i przez jego głowę przeszła dziwna myśl. - Czy w tej rodzinie wszystkie imiona zaczynają się na literę "H"? - Popatrzył na kobietę i zauważył, że była naprawdę bardzo podobna do Hinaty, tylko oczy się nie zgadzały. Widocznie to była cecha ich ojca, tak samo jak brązowe włosy, które odziedziczyła najmłodsza Hyuuga. Przypomniało mu się jak Hanabi wcześniej coś wspominała, że ich matka ma naprawdę niesamowicie paskudny charakter, ale jak do tej pory nic takiego nie zauważył. 
   - Bardzo ładny dom. - Powiedział, by rozluźnić panującą wokół gęstą atmosferę. 
  - Oh dziękuję, ale jak dla mnie za dużo tu tych staroci i powrotów do korzeni. Wystarczy choćby spojrzeć na ten pokój. Nic tu nie ma prócz tych dwóch rzeczy. Chociaż tyle dobrze, że udało mi się tu przemycić telewizor... to miejsce jest nudne od podstawy, aż do samego dachu, ale to rodzinny dom mojego męża i on nie chcę zmieniać miejsca, w którym przez wieki mieszkali jego przodkowie. Rzecz jasna dom był wielokrotnie odnawiany, ale i tak ten panujący w nim klimat jest dość mocno melancholijny i przygnębiający. 
   - Ma pani rację wydaje się to takie monotonne... 
   - Powiedziałeś, że jak masz na nazwisko? - Przypomniało się nagle czarnookiej.
   - Uzumaki... - Popatrzył na nią trochę smutnym wzrokiem. 
   - Jesteś może synem Kushiny Uzumaki? - Zapytała prosto z mostu. 
Niebieskooki pokiwał tylko potwierdzająco głową i popatrzył na swoje ręce. - Już wie. Czy może teraz zacząć rozmowę na jej temat, czy może później? - Nie mógł się zdecydować, bo coś mówiło mu, że jednak rozmowa na jej temat nie jest takim wspaniałym pomysłem jak wydawało mu się na początku.
   - Hehe - Kobieta zaśmiała się delikatnie, a on od razu powrócił do niej wzrokiem. - Czyli jednak wyszło na odwrót. Ja mam córkę, a ona syna... - Uśmiechnęła się przyjaźnie, ale zupełnie inaczej niż wcześniej. W tym uśmiechu było coś zupełnie innego coś co sprawiało wrażenie szczęścia i jednocześnie wydawało się jakby na nowo wszystko sobie przypominała, wszystkie radosne jak i smutne chwile z tych odległych czasów. - Co u niej? - Zapytała swobodnie.
   - Niedawno wybudziła się ze śpiączki... 
   - Była w śpiączce?! - Powiedziała donośnie i podparła się o stół. 
   - Tak, całe trzy lata... a teraz... - Jego głos stawał się coraz bardziej smutny. - Teraz została porwana... - Dokończył zdławionym głosem. 
   - O matko. - Nie wiedziała co ma na to powiedzieć. Nie miała bladego pojęcia, że jej przyjaciółce z dzieciństwa stała się jakaś krzywda. Strasznie zrobiło jej się głupio przez to, że zapytała o to i sprawiła tym komuś przykrość. - Przepraszam. Nie miałam o niczym pojęcia. - Dodała zmartwiona. - Czy, czy mogłabym coś dla ciebie zrobić? 
   To była najlepsza okazja, jaka mogła mu się przytrafić na to, by poruszyć ten temat. Musiał odłożyć swój smutek na bok i zapytać o Kushine i to właśnie teraz, w tym momencie, kiedy są sami.
   - Mogłaby mi pani o niej opowiedzieć? O niej, jej rodzinie i o życiu sprzed poznania mojego ojca? 


→ ←


     Zielonooka leżała na swoim łóżku tuląc poduszkę i pogrążając się w myślach. - Dlaczego to zawsze ja zostaje sama? Dlaczego nikt nie bierze mnie na poważnie? Dlaczego moi tak zwani "przyjaciele" mają mnie głęboko gdzieś? ... Tak wiele pytań a żadnej odpowiedzi. - Przewróciła się na drugi bok i popatrzyła w stronę drewnianej komody, na której stała ramka ze zdjęciem przedstawiającym dwie małe dziewczynki. Jedna z nich z krótkimi granatowymi włosami stała pewnie i szczerzyła się w stronę aparatu, a druga z włosami w kolorze różowym delikatnie chowała się za nią, a jej twarz przyozdabiał lekki niepewny uśmiech. 
   - Widzisz Hinata? Kiedyś mogłyśmy się dogadać bez zazdrości, kłamstw i innych tego typu rzeczy. - Powiedziała donośnie. - Niedługo po zrobieniu tego zdjęcia tak samo jak wszystkie inne moje "przyjaciółki" odwróciłaś się ode mnie i tylko udawałaś, że ci na mnie zależy. Wtedy stałaś się moim wrogiem. - Dodała cicho. - Może i na co dzień tego nie widać, ale głęboko w sercu trzymam do ciebie urazę i nigdy nie zamierzam ci wybaczyć tego, że Ty wielka paniusia z dobrego domu, miałaś wszystko to co ja chciałam i nie chodzi mi wcale o jakieś rzeczy materialne. Ty zawsze miałaś kolegów, znajomych, przyjaciół... a ja? Ja zawsze siedziałam sama. Jak jakieś popychadło. - Popatrzyła w okno i zamilkła.
    Letni wiatr delikatnie wlatywał do środka rozwiewając długie włosy dziewczyny i wypełniając niewielkie pomieszczenie zapachem kwiatów. Przytuliła mocniej poduszkę jakby była jej największym skarbem i ponownie opadła bokiem na posłanie. 
   - Nie mogę znaleźć sobie miejsca... - Westchnęła. - Czy naprawdę jestem aż tak samotna? ... Hinata kiedyś powiedziała mi, że wszystko wyolbrzymiam, ale czy serio wyolbrzymianiem jest to, że mówię po prostu czystą prawdę? - Znów się podniosła. - AAA! Nie dam rady tak siedzieć w domu... 
   Różowowłosa wstała z łóżka, wzięła z podłogi torbę, wybiegła z pokoju i czym prędzej pognała do drzwi, które także błyskawicznie otworzyła, by znaleźć się na korytarzu i w kogoś uderzyć. Od razu chwyciła się za bolący nos i popatrzyła na przeszkodę. Był to długowłosy blondyn.
   - Deidara?... Co ty tu robisz do jasnej ciasnej? - Powiedziała z wyrzutem. - Chcesz mnie zabić, czy co?
   Chłopak popatrzył na nią zdziwiony i podrapał się po głowie.
   - A nie... jeszcze nie dzisiaj. Jakoś tak nogi mnie tu przyniosły. Byłem po Sasori'ego, ale nie było go w domu, a Ino z samego rana jak poparzona ewakuowała sie nie wiem gdzie. Od wczoraj i przedwczoraj co chwile jakieś sceny urządza... masakra człowiek chce jaj poprawić humor, to ta jeszcze z mordą na ciebie wyskoczy i to będzie na tyle.- Powiedział skołowany i podparł ścianę. - Chyba jesteś jedyną osobą jaka mi została... no ale widzę, że gdzieś się śpieszysz, to może nie będę ci przeszkadzać.
   - A skąd! - Powiedziała donośnie. - Ani trochę mi nie przeszkadzasz, jestem naprawdę szczęśliwa, że akurat do mnie przyszedłeś. Strasznie mi się nudziło i już miałam dość siedzenia w mieszkaniu. To takie frustrujące, kiedy trzeba siedzieć cały dzień samemu w domu i nie ma się do kogo odezwać. To co? chcesz iść ze mną się poszwendać? - Zapytała z wielkim uśmiechem i oparła się o ścianę zaraz obok niego.
   - Pewnie! Ja też musiałem siedzieć sam. 
   - Ty? Przecież masz tyle znajomych... 
   - Tak... ale to co innego. Wiesz Sakura, są tacy ludzie, których gęby nie chcesz oglądać poza budynkiem szkoły, a już na pewno nie w wolnym czasie i do tego w wakacje.  - Spojrzał na nią i szeroko się uśmiechnął. - To co idziemy?
   - Tak. Chodźmy. - Odwzajemniła uśmiech i pociągnęła niebieskookiego w stronę schodów.


→ ←

     Białowłosy patrzył na nią dość niepewnie zastanawiając się jak zareaguję na to co właśnie miał zamiar jej powiedzieć, nie chciał żeby coś źle zrozumiała i dlatego właśnie tak długo nie mógł zebrać się w sobie, by to powiedzieć.
   - Mikoto, bo chodzi o to, że ja wcale nie jestem nauczycielem... jak ci to wcześniej powiedziałem. Jestem detektywem i wynajęła mnie rodzina Kushiny. Już od jakiś sześciu lat staram się zbierać dla nich informacje na jej temat. Nie widzieli się z nią i nie mieli żadnego kontaktu od osiemnastu lat, jakby na to nie patrzeć to jednak szmat czasu. 
   - Więc przyjechałeś tu tylko po to by zbierać informacje na jej temat? Od samego początku tylko o to ci chodziło? To okrutne Kakashi...
   - Nie, to wcale nie tak jak myślisz. Przyjechałem tutaj głównie dlatego, że nie mogłem już trzymać swoich uczuć w sobie... Mika nie jesteśmy już dziećmi, więc będę mówić prosto i otwarcie. Przyjechałem tu dla ciebie, bo kochałem cię już od czasów gimnazjum, od momentu kiedy przyszłaś do szkoły jako pierwszoklasistka. Nie mogłem wyznać ci tego od razu, bo strasznie było mi głupio przed kolegami kochać się w o dwa lata młodszej dziewczynie... wiem to głupie. To mogło wyglądać tak jakbym przyjechał tu tylko po to by owinąć sobie ciebie wokół palca i wyciągnąć niezbędne informacje... ale musisz mi uwierzyć, że wcale nie miałem takiego zamiaru. Nie miałem bladego pojęcia, że opiekujesz się jej synem, ani o tym, że w ogóle znasz Kushine. Sama opowiedziałaś mi o całej sytuacji pamiętasz?
    Kobieta zmarszczyła brwi, ponieważ faktycznie coś takiego miało miejsce... Faktycznie przed tym zanim mu się z tego zwierzyła nie zadawał jej żadnych dziwnych pytań. Zrobiło jej się trochę głupio przez to, że tak pochopnie oskarżyła go o tak perfidne wykorzystanie sytuacji, ale sam fakt tego, że od razu jej tego nie powiedział strasznie ją irytował. 
   - Pamiętam. - Popatrzyła na niego krzywo. - Ale to nie zmienia faktu, że mnie okłamałeś.
   - Naprawdę cię przepraszam Mikoto. - Powiedział i złapał ją za dłonie. - Wybaczysz mi? Błagam cię daj mi jeszcze jedną szansę, a na pewno jej nie zmarnuję. - Brązowooka lekko się zarumieniła i popatrzyła w przeciwnym kierunku. 
   - No dobra... dam ci szansę. - Powiedziała cicho. - Przecież nic złego nie zrobiłeś tak naprawdę. - Odwróciła się z szerokim uśmiechem. - Ale teraz i tak najważniejszy jest Naruto.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No to wygląda na to, że już koniec XD serio nie miałam czasu dokończyć tego rozdziału :D Pierwsze dwie części napisałam za jednym razem, ale ostatniej nie mogłam zacząć... a raczej przez ostatnie 3 dni nie było mi dane włączyć komputera xP Mam nadzieję, że mnie nikt nie zje za to heh. No dobra powiem szczerze, że nie mam pojęcia kiedy dodam następny rozdział. Miejmy nadzieję, że się wyrobie... mamy już poniedziałek prawie ^^ powinno starczyć. Tak czy inaczej pozdrawiam i zapraszam do komentowania.



~*~*~*~


Kartka z pamiętnika "Zraniona dusza"


Zraniona dusza to całkowita fikcja literacka.
Nie ma nic wspólnego z realiami.


piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 26


    
    Ciemność. Tylko tyle była w stanie zobaczyć. Nie miała pojęcia gdzie się znajduję i nie mogła nic zrobić, ponieważ była przywiązana czymś do krzesła, a oczy miała zasłonięte. Od jakiegoś czasu była przytomna, choć tak naprawdę był to dla niej zbędny ciężar. Czuła się bardzo ociężała i senna. Bolało ją dosłownie wszystko, nie pomijając sumienia. Doskonale wiedziała, że to co się stało zadało kolejny głęboki cios  w serce Naruto. Tyle razy chciała dla niego dobrze, ale oczywiście musiało wyjść jak zawsze. Po raz kolejny go zraniła, po raz kolejny... po raz setny. Niedawno jeszcze cieszyła się, że jednak przeżyła tę próbę samobójczą, ale teraz... Teraz chciała zrobić to znowu. Chciała zniknąć na zawsze z tego świata. Nic nie trzymało jej już na tym świecie. Spod zasłoniętych oczu zaczęły wyciekać łzy, prawdopodobnie gdyby nie miała zakneblowanych ust krzyczałaby najgłośniej jak się da, ale nie dostała niestety nawet takiego przywileju. Musiała cały swój żal tłumic w sobie... Przed jej oczami  ni stąd ni zowąd  pojawiła się rozpromieniona twarz syna. Tak jakby chciał jej przekazać, że ma się nie poddawać i brnąć dalej. Nie uciekać od przeszłości tylko z wysoko uniesioną głową stawić jej czoła. 

    Madara... tak, to na pewno on stoi za tym wszystkim. Nadal nie może zaakceptować tego, że nie chcę z nim być. W czasach liceum był zupełnie inny. Nigdy do niczego mnie nie zmuszał i nie zachowywał się jak stalker. Poznanie Minato uratowało mnie przed życiem na ulicy, przed wszystkimi złami tego świata... przynajmniej tak mi się bardzo długo wydawało. On pozwolił mi rozwinąć skrzydła, rzucić narkotyki i zerwać ze starymi znajomościami. 
    Uciekłam z domu tylko po to, by być szczęśliwa... Wszystko przez tyle lat układało się jak w bajce... ale bajki to tylko bajki, fikcja i nic więcej. Minato został z zimną krwią zamordowany w mojej obronie... oni chcieli mnie. Magiczna mydlana bańka prysła, a ja pozostałam na tym świecie, w tych smętnych czarnych barwach. Już nawet promienny uśmiech Naruto nie był w stanie poruszyć mojego zranionego serca. Skończyłam z niczym. Ponownie stoczyłam się na samo dno, do poziomu gorszego, niż w moim rodzinnym domu. Szukałam zapomnienia, włóczyłam się bez celu po mieście pijąc i starając się nie myśleć o tych wszystkich beznadziejnych momentach w moim daremnym życiu, w których postąpiłam źle. Myślałam, że moja tułaczka na ziemi sięgnęła dna i nie może być już gorzej, ale nie wiedziałam jak bardzo się pomyliłam... ponownie spotkałam Madare.
    Dopiero wtedy poczułam co tak naprawdę znaczy cierpienie. Nie byłam w stanie sobie z nim poradzić. Bił mnie i wykorzystywał nie miałam nic do powiedzenia. Moje ciało stało się niczym innym jak zabawką w jego obleśnych łapskach. Wielu twierdzi, że było inaczej, ale to przecież ja brałam w tym udział, to ja byłam jego ofiarą i to na mnie się uwziął ten fioletowooki przestępca. Wciągnął mnie do swoich czarnych interesów i gnębił, za każdym razem, kiedy tylko rzuciłam mu krzywe spojrzenie. Nie mógł mi darować tego, że zostawiłam go i całe moje stare życie, tylko po to by uciec z jakimś podrzędnym nic nie znaczącym blondynem. 
    W końcu powiedziałam sobie dość! Nie jestem żadną szmatą! Po raz pierwszy sprzeciwiłam się mu i prędko tego pożałowałam. Uwziął się na Naruto. Na jedyne co podtrzymywało mnie jeszcze przy życiu. Nie dałam rady, kiedy ponownie po mnie przyszedł spanikowałam i próbowałam się zabić, wzięłam tabletki nasenne i popiłam to alkoholem. Nabazgrałam list do syna i otworzyłam drzwi. Czarnowłosy wywlekł mnie z mieszkania. W połowie drogi zasnęłam błogim snem mając nadzieję, że w końcu go złapią i mój ukochany synek będzie mógł żyć w spokoju. 

    Czerwonowłosa siedziała na metalowym krześle z bezradnie zwieszoną głową, a łzy raz po razy wydostawały się spod zasłoniętych opaską oczu. Znajdowała się w małym wilgotnym pomieszczeniu. Prawdopodobnie była to jakaś piwnica, której nigdy nie dane było dotrzeć promieniom słonecznym. Z oddali słychać było tylko głuche dźwięki rozbijający się o beton kropli wody... nikogo wokół nie było.


→ ←

      Naruto w końcu po dwóch dniach zdecydował się wyjść z pokoju. Wiedział, że załamywanie się nic mu nie pomoże, że tylko coraz bardziej będą się o niego martwić, a na to nie może pozwolić. Każdy z nich przecież ważniejsze sprawy na głowie niż on i jego życie.   Otworzył drzwi i wyszedł do salonu. Na kanapie siedziała Mikoto. Usłyszała coś, więc podniosła głowę z nad gazety i wtedy zobaczyła blondyna. 
   - Naruto? - Wstała z kanapy i podeszła bliżej. 
  - Przepraszam, że sprawiłem kłopot... to się więcej nie powtórzy. - Uśmiechnął się smutno.
Brązowooka momentalnie przytuliła chłopaka i łzy ponownie zaczęły tworzyć na jej policzkach mokre ścieżki.
   - Tak się o ciebie martwiłam! - Zaszlochała i ścisnęła go jeszcze mocniej.
   - Już dobrze Mikoto... nie płacz. To w niczym nie pomoże. - Powiedział smutno.
   - Co się stało, że tak się w sobie zebrałeś? -Zapytała odsuwając się.
   - Hinata pomogła... - Zaczerwienił się lekko i odwrócił wzrok.
   - Hinata? - Kibieta była nieziemsko zdziwiona, ponieważ nie miała bladego pojęcia, że białooka dziewczyna była wczoraj w ich domu. - Jak to?
   - Przyszła mnie wczoraj odwiedzić. Dzięki niej nabrałem trochę wiary w siebie. Jakby nie było ona ma gorzej, ja przynajmniej nie jestem na nic chory... no mam taką nadzieję. - Zaśmiał się cicho i skierował się w stronę wyjścia z mieszkania. Chwycił za klamkę i sprawnym ruchem otworzył drzwi.
   - A ty dokąd ? Nawet nic nie zjesz?! - Krzyknęła za nim, ale chłopaka już nie było. 
Chciał posiedzieć trochę na świeżym powietrzu i jeszcze raz wszystko dokładnie pookładać sobie w głowie. 
   Wyszedł z budynku i zaczął kierować się w stronę "konkretnie niezidentyfikowaną". Po prostu zaczął iść prosto przed siebie, by zobaczyć gdzie nogi go zaprowadzą. Szedł już jakieś piętnaście minut, ale kompletnie nie zwracał uwagi na otoczenie. Cały czas myślał nad tym, kto to zrobił i dlaczego. Jaki mieli powód, by porywać jego matkę? Kobietę, która całymi dniami piła, a w nocy spała... To właśnie nie dawało mu dojść do siebie. Wiedział, że jednak nie wie wszystkiego na jej temat, że czegoś mu nie powiedziała. Stanął na środku chodnika i niedaleko dostrzegł ławkę. Poszedł tam i usiadł niepewnie. 
   - To wszystko mi do siebie nie pasuje... Może powinienem skupić się na czymś innym, a nie na mamie. Tata... zginął dziesięć lat temu przez jakiegoś kolesia. On przyszedł po mamę, znała go z czasów liceum czy jakoś tak. W takim razie możne on ma coś z tym wspólnego?  Jakby się tak zastanowić, to nigdy nie słyszałem o tym, co mama robiła przed poznaniem taty... może miała ciężkie życie? Nie znam nikogo z jej znajomych, ani rodziny... nie mam kogo o to zapytać. - Blondyn patrzył na jakieś drzewo i myślami błądził dalej przy tym samym temacie. Nie mógł skupić się na niczym innym, chciał rozwikłać tę sprawę jak najszybciej i dowiedzieć się całej prawdy na temat Kushiny, która była dla niego teraz jedną wielką niewiadomą. - Mama ostatnio wspominała coś o... - Wytężył całkowicie swój mózg i mocno zacisnął powieki. - o Hiashim Hyuuga! Jasne! - Wstał odruchowo z ławki i pobiegł sprintem w kierunku domu rodzinnego Hinaty. Nie znał dokładnie drogi, ale czasami widział jak dziewczyna chodziła do domu, więc nie powinno być aż takiego wielkiego problemu z dotarciem do celu. Postanowił, że wypyta rodziców granatowowłosej o Kushine i nareszcie dowie się czegoś więcej na jej temat. Nie przeszkadzało mu to, że kompletnie nie znał tych ludzi, ale przecież kiedyś i tak by ich poznał, skoro chodzi z Hinatą... 

→ ←

     Niebieskooka blondynka po całym dniu także postanowiła opuścić w końcu swój schron przed facetami i wyjść do sklepu. Oczywiście jak zwykle pierwszą gębą jaką zobaczyła z samego rana był jej przygłupi braciszek Deidara, który siedział na blacie w kuchni i jadł śniadanie. Jak tylko Ino weszła do pomieszczenia, to odechciało jej się jeść.
   - Złaź z tego blatu debilu... 
Chłopak posłusznie zszedł z szafki, podszedł do siostry i delikatnie pocałował ją w policzek, który od razu wytarła jakby się brzydziła.
   - No weź ... - Powiedział zawiedziony.
   - Czego ty ode mnie oczekujesz Dei? Co chcesz? - Popatrzyła na niego przenikliwie, a on się zmieszał.
   - No dobra przejrzałaś mnie. Nie chce mi się iść dzisiaj do sklepu, a wiesz ojciec kazał mi zrobić zakupy... Bądź kochaną siostrzyczką i idź za mnie! Proooszę!!  
   - Szkoda było twojej fatygi i tak się tam wybieram. 
   - Jej!! Kocham cie Ino ! - Szybko przytulił dziewczynę, a ta zaczęła się wyrywać. - No nie bądź taka! Daj się przytulić braciszkowi~~ - Przeciągnął i mocniej chwycił dziewczynę, lecz szybko tego pożałował dostając w głowę.
   - Znajdź se dziewczynę, a nie mnie napastujesz zboczeńcu. - Warknęła i wyszła z pomieszczenia. - Doprawdy co ja z nim mam... - Dodała wychodząc na ulice. - Coś jest naprawdę nie tak z tym wszystkim... a może ja po prostu jestem przewrażliwiona? Nie wiem co mam robić. Tyle ludzi się wokół mnie kręci, że już sama nie wiem o co chodzi. Dlaczego chłopcy tak bardzo się mną interesują? Czy to przez mój wygląd? Moje długie blond włosy?  - Westchnęła i zaczęła iść w kierunku najbliższego sklepu. - Co ja niby w sobie takiego mam, jakiś magnes, czy może jakiś wabik... wydzielam jakieś specjalne feromony, że nawet mój własny brat tak obleśnie się do mnie klei? Czy oni wszyscy nie mogą zrozumieć, że nie mam wcale na to ochoty? Jak tylko dotknie mnie jakiś chłopak zbiera mi się na wymioty, cały czas widzę jego twarz... Twarz człowieka, przez którego nie będę w stanie założyć własnej rodziny. - Stanęła na chwilę i popatrzyła w niebo. - Nie chcę, by którykolwiek z nich wyznawał mi swoje dziwne i urojone uczucia... niby za co mieliby mnie kochać? Nie ma we mnie nic specjalnego, ani to ładne, ani mądre... więc dlaczego tak tego pragną?
   Zamyślona dziewczyna stała teraz oparta bokiem o ścianę budynku i nie zwracała uwagi na nic, co działo się dookoła. 
   - Coś się stało? - Zapytał ktoś z tyłu. Niebieskooka odwróciła się i zobaczyła kolejną zakazaną gębę... Sasori... - O Ino. Jak ja mogłem cie nie rozpoznać... głupi ja. - Uśmiechnął się szeroko i lekko uderzył ręką w głowę. - Co tak tu stoisz? 
 - Sasori... jeśli mogłabym cię prosić, idź już sobie, dobrze? - Powiedziała stanowczo i ponownie się odwróciła.
   - Eeee!? - Jęknął zdziwiony. - Co? Dlaczego?Aż tak bardzo nie chcesz mnie widzieć? 
   - Nie chce widzieć dzisiaj na oczy żadnego osobnika z waszego obleśnego i prostackiego gatunku indywiduów. - Sprostowała i odeszła od czerwonowłosego. - Idź sobie do Deidary, jest identyczny! - Krzyknęła jeszcze na odchodne i zostawiła go samego w całkowitym szoku.

→ ←

   - Powiesz mi w końcu, czy nie...? Strasznie kręcisz, od samego początku. Dlaczego aż tak bardzo interesuje cie życie matki Naruto i skąd ty to wszystko wiesz?! - Mikoto nie mogła powstrzymać się od krzyku. Cały czas coś jej nie pasowało, te informacje i to jego tajemnicze zachowanie. Nie chciała zbytnio wtrącać się w jego życie, ale tu chodziło przede wszystkim o jej podopiecznego i o jego zaginioną matkę, więc nie miała żadnego innego wyjścia jak tylko dowiedzieć się oczywiście prawdy. - Mam dość! Cały czas coś jest nie tak! Już miałam nadzieję, że jakoś uda mi się to wszystko ogarnąć... Zadbać jednocześnie o Naruto jak i Yoake... Wszystko się sypie. Jeszcze ty coś przede mną ukrywasz. - Westchnęła głośno i upadła wyczerpana na kanapę. - Mam dość...
    Kakashi bezradnie zwiesił głowę i westchnął. Wiedział, że jeśli nie powie jej prawdy to cały ich związek się zawali. Nie chciał jej stracić, bo dopiero teraz udało mu się zebrać w sobie i wyznać jej swoje prawdziwe uczucia, które ukrywał od czasów gimnazjum. Jednak z drugiej strony rozsądek nakazywał mu milczeć. Tego właśnie w sobie nienawidził. Nie potrafił oddzielić swojej pracy od życia codziennego i to właśnie cały czas sprawiało tylko i wyłącznie ogromne problemy...
   Usiadł obok Kobiety, położył jej dłoń na ramieniu i spojrzał w jej głębokie brązowe oczy. Bał się, że jeśli jej powie o co chodzi to ona pomyśli, że zrobił to wszystko tylko i wyłącznie by zdobyć cenne informacje, ale jemu wcale o to nie chodziło nie pozwolił by sobie na to by tak ją krzywdzić.
  - Kakashi... - Powiedziała nieśmiało i spuściła wzrok na swoje kolana. - Przepraszam, że pytałam. Nie powinnam była, przepraszam... już nie ważne.
  - Jasne, że ważne! - Powiedział donośnie, złapał za jej policzki obiema rękami i odwrócił w swoją stronę, tak by na niego patrzyła. - Nie przepraszaj, bo nie ma za co. To nie tak, że nie chce ci czegoś mówić, to zupełnie nie tak. To ja powinienem od razu przy naszym pierwszym spotkaniu o tym powiedzieć, a nie dusić w sobie to wszystko jak jakiś głupek... ale ja po prostu nie mogłem z siebie tego wydostać, nie chciałem cie tym martwić, bo bardzo cię kocham Mikoto. - Powiedział stanowczo, a na twarzy brązowowłosej pojawił się niewielki uśmiech. Delikatnie dotknęła jego twarzy i położyła palec na ustach.
   - Nie jesteś głupi... jeśli naprawdę chcesz mi wszystko opowiedzieć, to masz ku temu właśnie bardzo dobrą okazję. Zamieniam się w słuch.
   Mężczyzna wziął głęboki oddech i zaczął jej wszystko wyjaśniać.

---------------------------------------------------------------------------------------------

No dobra :) Na dzisiaj to koniec. Zapraszam do komentowania i czekania na kolejny rozdział ^_^ . Ps tak dopowiadając rozdziały dodaje zwykle co tydzień w piątek ;)



~*~*~*~