Strony

piątek, 7 sierpnia 2015

Kartka z pamiętnika "Zraniona dusza"


Zraniona dusza to całkowita fikcja literacka.
Nie ma nic wspólnego z realiami.


    Ludzie to żałosne istoty, nigdy nic im nie pasuje. Ja też taka jestem... jak każda inna osoba chodzę do szkoły czy pracy, jem, śpię i tak jak każdy z nas codziennie rano zakładam "maskę" szczęścia na totalnie rozwalony świat wewnątrz mnie. W mojej rodzinie nie dzieję się dobrze. Obecnie rodzice na okrągło wykłócają się w swoim towarzystwie i myślą, że ja o niczym nie wiem i nic nie zauważyłam. Zresztą ja wcale nie wyprowadzam ich z błędu. Według mnie tak jest właśnie lepiej.
   Nienawidzę swojej matki, ponieważ to ona jest winna rozpadowi całego mojego światopoglądu, wręcz zmusiła mnie swoją osobą do zachowywania się w ten, a nie inny sposób. Dla mnie jest ona nikim... prostytutką, osobą obłudną i zakłamaną. Nigdy jej nie wybaczę!! 
   Stoję pod drzwiami do ich pokoju i przysłuchuję się kolejnej kłótni... tak podsłuchuję... jak każdy człowiek i zaczynam się zastanawiać kiedy to w końcu zakończy się rozwodem, bo prawdopodobnie tak się to właśnie skończy. Wali mnie to wszystko. Nie mam zamiaru ronić łez czy innych takich. Żal mi tylko mojego ojca, który na własnej skórze doświadczył haniebnego aktu zdrady osoby, którą kochał najbardziej na świecie. Wciąż się zastanawiam jak on mógł jej to wybaczyć i ponownie chce jej zaufać... To jest chore. Nie rozumiem miłości. Nigdy jej nie doświadczyłam, takiej prawdziwej... jedynej. Świat nie jest sprawiedliwy. Jedni mają wszystko, a inni tak jak ja są wrakami człowieka bez ukierunkowanych uczuć, bez chęci do życia. 
   Ktoś właśnie przyszedł, więc poszłam otworzyć drzwi, wracając natknęłam się na ojca... przytulił mnie. Wie, że jeżeli wezmą rozwód będę cierpieć jeszcze bardziej, a ja z kolei wiem, że mnie kocha i chce dla mnie dobrze, ale na samą myśl o tym, że mógłby mnie tu zostawić z matką boli mnie serce. Nie chcę zostawać z nią i jej jakimś fagasem!
   Jutro rano i tak jak zwykle założę "maskę" mojej głupoty. Będę inną osobą, tożsamą z innymi w moim otoczeniu. Jedną z paru miliardów ludzi na świecie... ale teraz będąc prawdziwą sobą jedyną i niepowtarzalną spisuję na kartce swoje przemyślenia... Słyszę śmiech. To oni, ci sami co jeszcze pięć minut temu toczyli poważną rozmowę... Oni już włożyli maski, już są ludźmi... istotami kazuistycznymi, a nie sobą tak jak ja w tej chwili. Są na przegranej pozycji... Czyżbym znów słyszała poważny ton? Ludzie! Ogarnijcie się!!!

    
    Nie lubię okłamywać najbliższych... przyjaciół, rodzeństwa, rodziny, ale nie mogę rozpowiadać na prawo i lewo o swoich uczuciach. Nie chcę martwić ich swoimi problemami, bo przecież jak każdy mają swoje własne życie. Czasami mam naprawdę wielką ochotę się komuś wygadać, ale oczywiście nigdy nie ma komu... zostaje tylko kartka. Świstek papieru dogłębnie przepełniony moim uczuciami, a raczej strzępkami uczuć.
   O panno "F" dlaczego jesteś na tyle tępa, by nie zauważyć mojego złamanego serca pod tym jaskrawym uśmiechem, pod żółtym kolorem bólu i cierpienia?  Wybacz mi, że wymagam od ciebie tak wiele... przepraszam. 
   Jedna łza popłynęła po moim policzku... nie wiem z jakiego powodu. Nie wiem. Wyłączam się i odlatuję w moją ciemność. "Do zobaczenia" rozbrzmiewa w mojej głowie, ale moje ego chce walczyć, chce bym wyrwała się z tych okopów bólu i nienawiści. Twierdzi, że mam klapki na oczach i oceniam wszystko zbyt pochopnie. Jednak ja wiem swoje.
   Śmiechy i chichy... drażnią mnie jeszcze bardziej niż jakakolwiek awantura pomiędzy nimi. Wszystko już OK? Coś mi się nie wydaje. Za każdym razem kiedy patrzę na matkę mam ochotę ją uderzyć, mam ochotę ją udusić i roztrzaskać o podłogę ten jej telefon (Najczęstsze narzędzie zdrady).  "Prawda kochanie?" słyszę zza ściany, z kuchni. Mam ochotę przestać pisać, ale nie mogę. Już nawet jak widać ty kartko nie chcesz przyjmować mojego jęczenia. Kolejne łzy rozmazują atrament na tobie... dlaczego? 
   Chcę wstać z łóżka. Słyszę trzask i wraz z tym połamanym długopisem spostrzegam, że wali się całe moje życie. Próbuję go naprawić, ale jak on się połamał i przyjdzie mu zejść z tego świata, w ten sam sposób odchodzi ze świata moja wiara w drugiego człowieka. Przez jedno zachwianie i jedno pęknięcie coś czuję, że już nic nie uratuje mu życia.



"To nie tak, że w moje życie ma same czarne kolory i nie ma w nim ani grama szczęścia. Wręcz przeciwnie. Każda nawet drobna rzecz wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Rozwesela, ale tylko na chwilę, bo rzeczy przyziemne nie są wstanie poruszyć mego serca... one tylko chwilowo wypełniają lukę".
~ Autorka.

2 komentarze:

  1. Tekst poruszający. Ciekawe i bliskie mi kwestie, więc tym bardziej cieszę się, że napisałaś go dobrze. Co prawda, drugi połowa jest zdecydowanie bardziej poprawna stylistycznie i bogatsza w treść.
    Porównanie z długopisem - moim, skromnym, zdaniem genialne.
    Zakończenie bardzo celne i trafiające do serca.
    "Ktoś właśnie przyszedł, więc poszłam otworzyć drzwi, wracając natknęłam się na ojca... przytulił mnie." - Podzieliłabym to na dwa zdania po słowie wracając dla poprawności.
    Nie używaj w opowiadaniu wyrazu "ok", bo zdecydowanie psuje efekt.
    Jednak opowiadanie jak najbardziej podoba się i trafia do serca, co najważniejsze.
    Pozdrawiam, weny ~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze, że treść tego "opowiadania" wylała się ze mnie pod wpływem chwili i prawdopodobnie gdybym pisała go na "trzeźwym umyśle" to było by dnem dna i jeszcze nie wiem czym :D

      Dziękuje za komentarz i także pozdrawiam ^_^

      Usuń