Strony

niedziela, 30 października 2016

Rozdział 31


Witam, witam i o zdrowie pytam ^^ Jak tam wam mija rok szkolny? Mi do dupy, jestem w szkole której nienawidzę, ale po półroczu chcę wreszcie wydostać się z plastyka ! Kibicujcie mi :D Pozdrawiam i zapraszam na rozdział 31 ;)

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Zimno, mokro i nie przyjemnie... ta piwnica to straszne miejsce. Czuję się tak bardzo samotna... Na domiar złego jedyne światło zaczęło się psuć i teraz co jakiś czas żarówka miga, sprawiając, że to pomieszczenie wydaje się jeszcze bardziej nieprzyjemne.
    Nie wiem ile minęło czasu, ale w końcu słyszałam jak metalowe ciężkie drzwi otwierają się pod naporem ciała Madary. Zobaczyłam jego zgarbioną postać spowitą lekkim mrokiem. Dopiero teraz zauważyłam, że jego włosy są dużo dłuższe, niż je zapamiętałam.
   Mężczyzna podszedł bliżej i przykucnął nieopodal mnie. Wyciągnął swoją dużą, całą w bliznach dłoń i złapał jeden z kosmyków moich włosów.
   - Masz takie piękne włosy Kushina... - Powiedział z sentymentem w głosie.
   - Dlaczego mnie tu trzymasz?! - Zapytałam przerażona 
Mężczyzna puścił moje włosy i podniósł się do pionu. Nadal patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem podrapał się po głowie.
   - Bo... Bo jesteś moja. - Zaśmiał się złowieszczo. - Jeśli nie mogłem mieć cię dobrowolnie, to będę mieć siłą. 
   - Ty draniu... - Powiedziałam cicho. - Właśnie dlatego uciekłam!
   - Uciekłaś, bo to blond ścierwo ci kazało!! Zdradziłaś naszą przyjaźń! Pozwoliłaś mi się w tobie zakochać, a potem w najlepsze bez słowa opuściłaś miasto! Przez długi czas nie mogłem dojść do siebie... to przez ciebie stałem się tym kim teraz jestem... - Powiedział jakby zrozpaczony. - Przez to, że tak długo musiałem cię szukać musiałem się stać kimś twardym i bezwzględnym. A kiedyś... Kiedyś marzyłem tylko o tym, żeby wydostać się z tamtego piekła razem z tobą i żyć spokojnie jako rodzina... 
   Przez słowa Madary po raz pierwszy raz poczułam jak bardzo samolubnie postąpiłam uciekając z Minato do innego miasta, ale wspominając to, że dzięki temu mam Naruto i miałam, choć na chwilę, tak wspaniałego i kochającego męża jak Minato wiem, że było warto wyrządzić krzywdę choć jednej osobie.
   - Nie żałuję, że uciekłam z Minato... - Powiedziałam cicho. - Dzięki temu mam teraz wspaniałego syna który wybaczył mi to jak bardzo nieodpowiedzialną matką byłam i jak go zaniedbałam. Chciałabym móc go jeszcze raz zobaczyć... chociaż na jedną krótką chwilę, chcę znów spojrzeć w jego piękne niebieski oczy... - Z moich oczu znów popłynął wartki strumień łez, ale mojego oponenta widok ten nie wzruszył w nawet najmniejszym stopniu.
   - Najpierw zabije ciebie, a potem jego. - Powiedział obojętnie  
  Słysząc to co powiedział nie mogłam powstrzymać szału jaki mnie ogarnął. Z racji, że moje ręce nie były już niczym skrępowane wzięłam z ziemi jeden z zardzewiałych, starych gwoździ i w napadzie furii rzuciłam się na niego. Madara nie spodziewał się z mojej strony takiego posunięcia, więc nie zareagował w taki sposób jak powinien, a mi udało się zranić jego twarz. Niestety nie byłam na tyle silna by powalić tak rosłego mężczyznę  więc jedyne co udało mi się zrobić to kopnąć go w krocze. 
Mój obraz tego co mogłoby się stać był zupełnie inny od realiów, bo sądziłam, że gdy tego dokonam Madara padnie na ziemie, a mi uda się uciec, a jednak było zupełnie inaczej. Zamiast tego fioletowooki swój ból wyładował na mnie uderzają z całej siły w brzuch. Zgięłam się w pół, a on kopnął w moje nogi tak, że się przewróciłam uderzając głową w ziemie. Straciłam przytomność.



18 lat wcześniej.


    Następnego dnia obudziłam się w niesamowicie dobrym nastroju gotowa, by podbić nową szkołę i stać się innym człowiekiem. W głowie cały czas rozbrzmiewały mi słowa wypowiedziane wczoraj przez Hakai "W końcu teraz jesteśmy w liceum, w świecie wielkich perspektyw". Dodawały mi tak niesamowicie wielkiej otuchy, że aż chciałam kogoś wyściskać, nie ważne kogo.
   Zeszłam na dół z nadzieją, że nikogo tam nie zastanę jednak ponownie zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam w salonie siedzącą mamę. Pracowała ona od godziny szóstej do późnego wieczora... w sumie to nie wiem nawet czym się zajmowała, więc powinna być teraz w pracy, a jednak było inaczej. Nie odezwałabym się do niej, gdyby nie fakt, że z pokoju rodziców zaczął dochodzić dźwięk dzwoniącego telefonu.
   - Mamo dzwoni u was telefon. - Powiedziałam spokojnie próbując nie wywołać niepotrzebnych napięć z samego rana.
   Kobieta wstała z kanapy, zaczęła iść w moją stronę, a gdy była już blisko mojej osoby zatrzymała się, popatrzyła w moje oczy i położyła dłoń na głowie. W jej oczach widziałam smutek i coś, czego jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam. Przejechała po moich włosach w dół i złapała u dołu za jeden z kosmyków.
   - Boże, kiedy ty tak wyrosłaś? - Powiedziała z lekkim melancholijnym uśmiechem.
Byłam w kompletnym szoku, w tak wielkim, że nie mogłam wydusić z siebie ani jednego, nawet najmniejszego, słowa ani dźwięku.  Mama westchnęła ciężko i udała się do swojego pokoju zostawiając mnie w osłupieniu. Przeszło mi dopiero w momencie kiedy usłyszałam jakiś dziwny dźwięk z pokoju rodziców. Bez zastanowienia podeszłam do uchylonych drzwi i zajrzałam przez szczelinę. Zobaczyłam siedzącą na podłodze, płaczącą, rodzicielkę z telefonem przy uchu. Usłyszałam wówczas wypowiadane przez nią słowa "Niech pan, że się nade mną zlituje, mam rodzinę na utrzymaniu... błagam". Zatkało mnie po raz kolejny tego dnia. Mama płakała i jednocześnie powiedziała "rodzinę"... może to jedno słowo dla nikogo nie wydałoby się dziwne, ale dla mnie było czymś, czego nigdy nie usłyszałam od rodziców. Nigdy nie usłyszałam, żeby przy kimkolwiek, którekolwiek powiedziało o nas "rodzina", czy o mnie "córka". Chciałam podejść i ją przytulić, powiedzieć że wszystko będzie dobrze, ale nie mogłam tego zrobić... Ta kobieta nękała mnie od dnia moich narodzin i ja nie mam zamiaru tak szybko jej tego wybaczyć, o nie... niech i ona pocierpi.
    Szybko zrobiłam sobie śniadanie do szkoły, wzięłam plecak i wyszłam z domu. Przed drzwiami stał nie kto inny jak Madara. Niespodziewanie uśmiechnęłam się na jego widok. Podeszłam bliżej, a on znów obdarował mnie niewinnym całusem w policzek. 
   -  Jak się pani spało? - Zapytał z zalotnym uśmiechem.
   - A nawet dobrze. Wiesz dziś rano stało się coś dziwnego...  
   - Co takiego? 
   - Mama była dla mnie miła... a potem usłyszałam, że straciła prace i płakała... - Odpowiedziałam zdumiona zaczynając iść w stronę szkoły. 
   Chłopak podążył za mną i przez chwilę się nie odzywał, ale po chwili złapał mnie lekko za przedramię i odwrócił w swoją stronę. Popatrzył prosto w oczy i wyciągnął w górę swoją dłoń, by po chwili przyłożyć ją do mojego czoła. 
   - Nie, nie masz gorączki... - Powiedział ze zdziwieniem 
  - Przestań żartować! - Powiedziałam doniośle, strącając z czoła jego dłoń. - To Poważna sprawa... Przez chwilę chciałam ją nawet przytulić, kiedy przez telefon powiedziała "Mam rodzinę na utrzymaniu".
   - Nie zrobiłaś tego? - Zapytał zdziwiony i zaczął iść dalej.
  - Pewnie, że nie! - Odpowiedziałam oburzona. - Dlaczego nagle miałabym być dla niej łaskawa, za te wszystkie krzywdy, które mi oboje wyrządzili? - Odpowiedziałam, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.
    Fioletowooki nic na to nie odpowiedział, ale ja w głębi duszy wiedziałam, że zgadza się z moimi poglądami dotyczącymi tej sprawy. W końcu sam nie raz bronił mnie przed furią ojca, kiedy przy wszystkich na podwórku próbował mnie uderzyć, czy nawet na siłę zaciągnąć, czasem za włosy, do domu.
    Podczas drogi  wymieniliśmy się naszymi zdaniami na temat nowej szkoły i dowiedziałam się, że w jego klasie są dwie osoby z naszego gimnazjum. Nie spodziewałabym się, a jednak ktoś jeszcze prócz nas postanowił się wyrwać ze "slamsu".


→ ←

    Kiedy doszliśmy do naszego celu podróży, rozdzieliliśmy się i poszliśmy do swoich klas, które znajdowały się od siebie zaskakująco daleko. Od samego progu sali usłyszałam "Aka-chan!". Popatrzyłam wgłąb pomieszczenia i zobaczyłam machającą w moim kierunku Hakai. Podeszłam do granatowowłosej i ciężko westchnęłam. 
   - Hej...
   - Coś się stało Aka-chan? - Zapytała zmartwionym głosem.
  - Ehhh... Sprawy rodzinne... - Odpowiedziałam i usiadłam na swoim miejscu, które było jedną ławkę przed moją nową koleżanką. 
    - O, to nie ciekawie. 
  - No cóż, rodziny się nie wybiera. - Wzruszyłam teatralnie ramionami, tym samym odciągając dziewczynę od pomysłu dalszego wypytywania mnie o cokolwiek. 
    W tym samym momencie do klasy wszedł wysoki, blond włosy chłopak, który popatrzył wprost w moją stronę. Troszkę spanikowałam i już miałam zamiar odwrócić wzrok, ale zamiast tego szeroko się uśmiechnęłam. Minato od razu odwzajemnił gest i specjalnie przez całą klasę podszedł do mojej ławki, tylko po to, żeby się przywitać.
   - Cześć Kushina. - Powiedział dalej z tym samym promiennym uśmiechem, na którego widok moje serce zaczęło mocniej bić.
    Przez chwilę się zawahałam i nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, ale na całe szczęście szybko się ogarnęłam i odpowiedziałam, bo jeszcze uznałby mnie za jakąś dziwaczkę.
   - Hej. 
   - Jak leci? - Zapytał najzwyczajniej w świecie
  - Całkiem spoko, ale chyba się nie wyspałam - Zaśmiałam się i ze zdenerwowania podrapałam po głowie. 
    Popatrzyłam też w swoją prawą stronę i zobaczyłam zaciekawioną Hakai, która dokładnie się nam przyglądała. Od razu pomyślałam, że skoro nie ma w tej szkole innych znajomych, to chciałaby go poznać...
   - To jest Hakai - Powiedziałam i wskazałam na granatowowłosą. 
Dziewczyna zdziwiła się tym, co usłyszała i od razu podniosła się do pionu. Wyglądała jakby była zawstydzona i jednocześnie zdenerwowana, nie do końca wiedziałam dlaczego, ale wtedy to nie miało najmniejszego znaczenia. Minato odwrócił się w jej stronę i podał rękę, którą szybko złapała, jakby za chwilę miała zniknąć niczym mydlana bańka unoszona przez wiatr. 
   - Minato - Przedstawił się i obdarował ją swoim firmowym uśmiechem.
  - Hakai Nagai! - Powiedziała donośnie, jakby chciała permanentnie zaznaczyć swoje istnienie i do tego niezwykle formalnie jakby oczekiwała czegoś więcej po ich znajomości. No cóż znałam to z własnego doświadczenia. Widać było, że się denerwuje. Wtedy jeszcze nie wiedziałam z jakiego powodu, ale nie zajęło mi dużo czasu odkrycie tej zagadki. Początkowo myślałam, że po prostu podoba jej się Minato i w sumie nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież był mega przystojny. Jednakże później okazało się, że ona po prostu nie umie rozmawiać z chłopakami i się ich zwyczajnie wstydzi.
   - Cóż za ciekawe imię! - Powiedział zafascynowany. - Nie często spotyka się kogoś kto ma na imię "Zniszczenie"  
   - Twoje tak samo zdumiewające "Porcie"... w sumie "Kuchnia" to też ciekawy przypadek. - Zaśmiała się i popatrzyła wprost na mnie. 
   - Nie mam tak na imię bez powodu... - Wybełkotałam pod nosem odwracając się od towarzystwa. Słowa Hakai bardzo mnie zasmuciły, może i wiedziałam, co oznacza moje imię, ale przesłanie kryjące się za nim było bardzo dołujące. To sobie rodzice wymyślili cholera jasna... skazali na takie życie od kołyski. - Pomyślałam i oparłam się łokciem o blat ławki patrząc za okno.
    Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu, więc znowu odwróciłam w tył. Zobaczyłam ich promienne uśmiechy i od razu wydarzenie z przed momentu odeszło w niepamięć. Już wiedziałam, że to są właśnie te osoby, z którymi chcę przeżyć najlepsze lata mojego szkolnego życia.

→ ←

    Od razu po lekcjach miałam zamiar wrócić do domu, ale kiedy poczułam na sobie to ciepłe powietrzę, które tak delikatnie muskało moją skórę,wiedziałam już, że moja droga powrotna trochę się przedłuży. Stanęłam przed budynkiem szkoły zastanawiając się, czy Madara też będzie wracać, ale kiedy zadzwonił dzwonek na kolejną lekcje dałam sobie spokój. Zaczęłam iść w stronę bramy, kiedy nagle zza moich pleców usłyszałam wołanie.
   - Kushina! 
Natychmiast odwróciłam się w tamtym kierunku i zaskoczona zobaczyłam tam blondyna, z oczami o nieziemskim odcieniu niebieskiego.
   - Minato? - Zapytałam zdziwiona. - Coś się stało?
   - W sumie to nie. Po prostu cię zobaczyłem. - Powiedział spokojnie i znów posłał mi swój olśniewający uśmiech. - W którą stronę wracasz? 
   - Ja...  mieszkam dosyć daleko... To jakieś pół godziny drogi stąd. - Odpowiedziałam zawstydzona, już czekając na pytania dotyczące tego, co ja w takim razie robię tak daleko od domu.
   - O kurcze. - Uciął krótko. - Ja w sumie mieszkam niedaleko. 
   - A ja chciałam się przejść, żeby nie marnować tak pięknej pogody.
Chłopak zdziwił się moją wypowiedzią. Chyba stwierdził, że swoimi słowami proponuje mu, żeby przeszedł się zemną, jednak nie zareagował impulsywnie, czyli aż tak go nie przestraszyłam.
   - A gdzie się wybierasz? 
   - W sumie to, nie znam tej części miasta, więc nie wiem.
 - W takim razie idę z tobą! Będę twoim przewodnikiem, znam tu każdy zakamarek! - Powiedział doniośle i stanął w dostojnej pozie, opierając jedną dłoń, zaciśniętą w pięść, ze zgiętym łokciem, na biodrze. 
    Zawahałam się. Dlaczego chłopak, którego poznałam zaledwie dzień temu goni za mną, pyta się, w którą stronę wracam do domu i jeszcze proponuje mi, że oprowadzi mnie po okolicy/
   - To jak, przyjmujesz ofertę? - Zaśmiał się i klepnął mnie w ramie. 
  - Ale nie masz zamiaru walnąć mnie za rogiem w głowę jakimś kamieniem, zamknąć w piwnicy i wykorzystać seksualnie? - Zapytałam podejrzliwie, a on z ogromnym zdziwieniem wypisanym na twarzy, stał bez ruchu, prawdopodobnie nie wiedząc, co ma na to odpowiedzieć. W końcu jednak teatralnie zwiesił głowę i położył dłoń na karku.
   - Ehhh... - Westchnął - Przejrzałaś mnie... a już byłem tak blisko celu.
Widząc jego udręczoną minę wprost nie mogłam powstrzymać śmiechu i w końcu wybuchłam, a blondyn już po chwili do mnie dołączył. 
   - Pewnie, że przyjmuje propozycje, będzie mi bardzo miło. - Dodałam wciąż jeszcze lekko chichocząc.
   - W takim razie jestem prawdziwie zaszczycony panienko, to będzie dla mnie zaszczyt - Odpowiedział i lekko skłonił się głową.
   - No już nie przesadzaj, doprawdy, przecież nie jestem, nie wiadomo jaką, księżniczką, której obecność wzbudza podziw.
   - No może księżniczką nie, ale za to świetną dziewczyną. - Odbił kokieteryjnie.
Kiedy usłyszałam to zdanie mój żołądek wywinął fikołka i poczułam jak zaczynają piec mnie policzki.
   - Też jesteś fajny. - Zawtórowałam cicho.
   - Miło mi to słyszeć. - Powiedział bardzo spokojnym i niskim głosem.
   - To, gdzie masz zamiar mnie zabrać?  - Zapytałam od czapy, chcąc przerwać wcześniejszy temat, który wywoływał u mnie zbyt wielkie zawstydzenie. Blondyn troszkę się zdziwił, ale zaraz odpowiedział na moje wyrwane z kontekstu pytanie.
   - Zabiorę cie do magicznej krainy, w której poczujesz się jak księżniczka.


CDN


piątek, 21 października 2016

Rozdział 30


       Witam po dłuuuugiej przerwie... jeśli ktoś tu jeszcze jest XD Chciałam dodać ten rozdział wcześniej, ale w moim życiu trochę się namieszało... straciłam bardzo bliską mi osobę... moją przyjaciółkę. Trochę ciężko jest mi się pozbierać, bo codziennie ją widzę a nie jest już jak dawniej... Jeśli więc rozdział wyda się trochę smutny to najmocniej przepraszam.  Nowy rozdział pojawi się prawdopodomnie 28 Października w okolicach godziny 10 

--------------------------------------------------------------------------------------------------

   Naprawdę nie mam bladego pojęcia, ile siedzę już w tej ciemnej, zapyziałej, piwnicy w całkowitej samotności. Prócz jednej, żarzącej się nad drzwiami, lampy nie ma tu dostępu do naturalnego źródła światła, a co za tym idzie nie ma tu okna -czyli i świeżego powietrza... Madara już dawno nie przyszedł mnie "odwiedzić". Czyżby próbował mnie złamać? Ale w sumie to po co? Czego mógłby ode mnie zażądać?
   Już parę razy zastanawiałam się, czy po prostu nie wziąć któregoś z tych leżących na ziemi szkieł lub gwoździ i nie podciąć sobie żył, ale wiem, że jeśli to zrobię Naruto ponownie mnie straci, że po raz kolejny go zranię. Nie chcę, żeby znów  przeze mnie cierpiał. Już mam po co żyć. Mam dla kogo żyć i żaden, powtarzam żaden fioletowooki yakuza nie odbierze mi mojej nadziej, że w końcu moje życie nabierze sensu i będę mogła w spokoju żyć razem z synem.
   


18 lat wcześniej


   Po tym jak rozmówiłam się z Madarą poszłam do klasy, gdzie miały zostać przydzielone miejsca. W sumie podobało mi się moje, było idealnie na boku sali w czwartym rzędzie pod oknem. Tak jak też myślałam w klasie nie było nikogo z ludzi ze starej szkoły. 
   Usiadłam więc wygodnie na miejscu chcąc w spokoju popatrzeć przez okno, ale nie mogłam się się tym długo nacieszyć. Ktoś bezczelnie wrył się w moją  szarą rzeczywistość pukając mi w ławkę. Podniosłam wzrok i moim oczom ukazała się dość niska dziewczyna o śnieżnej cerze, czarnych oczach i ciemnogranatowych włosach. Była bardzo ładna, a jej promienny uśmiech sprawiał, że roztaczała wokoło siebie aurę spokoju. 
  - Hej czerwona, jestem Hakai Nagai. Nie znam w tej szkole nikogo, więc bardzo miło mi cię poznać. - Wyciągnęła do mnie dłoń, a ja z małym zawahaniem ją uścisnęłam.
  - Kushina... - Powiedziałam nieśmiało. - Kushina Uzumaki.
  - Od dzisiaj jesteśmy w jednej klasie. Mam nadzieję, że będziemy się dogadywać i razem dobrze bawić! W końcu teraz jesteśmy w liceum, w świecie wielkich perspektyw! - Zaśmiała się i usiadła w ławce obok. 
   Mimo wszystko uśmiech wdarł się na moją twarz. Hakai była taka naturalna i wolna... ja też zawsze chciałam się tak czuć. 
  - Myślałam, że nikt już dzisiaj do mnie nie zagada, po tym co zrobiłam na sali... 
  - Aaa!! - Powiedziała donośnie i wymierzyła w moją stronę palcem wskazującym. - Więc to byłaś ty! - Zaśmiała się przyjaźnie i zawisła na oparciu swojego krzesła. - Nie przejmuj się tym Aka-chan! To musiał być jakiś debil, skoro był dla ciebie niemiły. 
  - Aka-chan?? - Zapytałam zdziwiona nowo nadanym mi imieniem. - Dlaczego Aka?
  - Bo masz czerwone włosy Aka-chan. (dop. autorki: Po japońsku czerwony = Aka 赤) Masz takie ładne, długie włosy... - Westchnęła i w tym momencie do sali weszła wysoka kobieta, która była naszą wychowawczynią. Minęło sporo czasu od kiedy ktoś był dla mnie taki miły. Myślałam, że to ze mną jest coś nie tak, ale Hakai uświadomiła mi wtedy, że to niekoniecznie musi być prawda.
    Po zapoznaniu się z regulaminem szkoły i innymi nudnymi rzeczami mogliśmy iść do domu. Strasznie nie chciało mi się wracać do domu... Kiedy tylko pomyślałam o tym, że znowu będę musiała naokoło usługiwać rodzicom robiło mi się słabo.  Rozumiem jeszcze, gdyby za to chociaż raz w życiu mi podziękowali, ale nie. Raz powiedziałam do ojca "Mógłbyś chociaż podziękować", a w zamian zostałam uderzona w twarz i usłyszałam "Podziękowań Ci się zachciało? Tylko na tyle zasługujesz gnido". Czasem naprawdę zastanawiam się, dlaczego jeszcze nie wzięłam z kuchni jakiegoś noża i nie zadźgałam każdego z osobna. Taki już mój nędzny żywot, ani rodziny, ani przyjaciół... No ale nie pora się załamywać tylko unieść wysoko głowę i iść na przód zmierzyć się z innymi przeciwnościami losu.
   Wstałam więc z miejsca i już miałam zamiar obrócić się w stronę drzwi, kiedy usłyszałam zza siebie męskie, ale zarazem delikatny głos. "Hej, poczekaj". Odwróciłam się szybko i zobaczyłam chłopaka o blond włosach i nieziemsko niebieskich oczach. Był ode mnie wyższy i dobrze zbudowany, a na jego twarzy widziałam zakłopotanie.
  - Coś się stało?? - Zapytałam nie wiedząc o co może mu chodzić.
  - Chciałem cię przeprosić... - Powiedział drapiąc się po głowie.
  - Ale za co? - Zapytałam zdezorientowana, a on zdziwiony popatrzył mi prosto w oczy. 
Poczułam wtedy, że moje serce wykonało fikołka. Zrobiło mi się gorąco i wzięłam głęboki oddech. To było dziwne uczucie, takie jakiego jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyłam. Nie wiem czym to było spowodowane, ale moje serce waliło teraz jak oszalałe.
  - Jak to za co... dziś rano byłem dla ciebie dość niemiły. Nie pamiętasz osoby, którą znokautowałaś?? - Był w szoku.
Więc to był ON? Chłopak, którego popchnęłam na sali?! Nigdy nie spodziewałabym się, że będę z nim w jednej klasie! Co do jasnej cholery?!
  -  A więc to byłeś ty... - Powiedziałam zmieszana nadal pamiętając, że nazwał mnie rudą wywłoką...
  - W... Zachowałem się jak prostak... Wybacz mi za tą całą "rudą wywłokę". - Ponownie spojrzał w głąb mojej duszy, a pode mną ugięły się kolana. - Jestem strasznie głupi... jak ja mogłem coś takiego powiedzieć... - Dodał już do siebie, spuścił wzrok i klepnął się otwartą dłonią w czoło. - To na pewno przez tą kłótnie z rodzicami... -  Dodał pod nosem. 
   Zaśmiałam się przyjaźnie widząc to jego zakłopotanie. Nie mogłam mu nie wybaczyć, przecież sam jego wyraz twarzy już świadczył o tym, że czuje się źle z tym co zrobił.
  - Nie zrozum mnie źle, ale jestem strasznie przewrażliwiona na punkcie moich włosów... Dlatego tak zareagowałam kiedy powiedziałeś, że jestem "ruda". Bo moje włosy są czer...
  - Czerwone, tak wiem... - Przerwał mi w połowie słowa. - Są bardzo ładne... dlatego postanowiłem przyjść przeprosić. To wielka hańba dla mnie, jeśli coś mi się podoba, a ja to tak bezczelnie obrażę.
  - P-podobają ci się moje włosy? - Zapytałam nie dowierzając. Poczułam, że zaczęły piec mnie policzki. 
  - No tak, czy to coś dziwnego?
  - W sumie to nie, ale chłopcy zawsze tylko się  z nich wyśmiewali... Nazywali mnie pomidor. - przewróciłam oczami i spuściłam głowę.  
  - Z takimi rumieńcami na twarzy to chyba się  nie dziwne - Zaśmiał się, położył swoją dłoń pod moją brodę i zmusił mnie bym popatrzyła w górę, prosto  w jego niesamowite oczy. - Jestem Minato. - Powiedział z nonszalancją. - A tobie jak na imię czerwonowłosa? 
  - Aka... - Odpowiedziałam bez zastanowienia. - Kushina!  - Podniosłam głos i odsunęłam się krok w tył. 
   - Aka Kushina? - Zapytał zdziwiony.
  - Nie, nie Aka ! Mam Kushina, Kushina Uzumaki ... - Odpowiedziałam smutno, dalej wstydząc się swojego nazwiska,. Pozostało mi to od czasów gimnazjom, gdzie wszystcy wiedzieli kim jestem i jak traktują mnie rodzice.
  - Pasuje do ciebie to imię. - Powiedział krótko. Miło cię poznać Kushina, Aka... - Dodał śmiejąc się przyjaźnie.
     Nic na to nie odpowiedziała, tylko parsknęłam śmiechem. Spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz i to od razu poprawiło mi humor. Blondyn popatrzył w stronę drzwi i ostatnie co usłyszałam to było "Muszę lecieć, na razie!". Wyszedł szybko, a ja nadal czują piekące mnie policzki zostałam w klasie.
   - Miły chłopak... - Pomyślałam i wyszłam z pomieszczenia  
Zaczęłam iść w stronę wyjścia ze szkoły, a gdy już byłam prawie przy drzwiach poczułam, że ktoś mocno szarpnął za mój nadgarstek. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam przerażające, zdenerwowane fioletowe oczy Madary.
   - Ile można na ciebie czekać?! - Powiedział donośnie
Wyrwałam rękę z jego uścisku i popatrzyłam na czerwony ślad po palcach.
  - Czekaj i całą wieczność, bo się nie doczekasz damski boxerze! - Odpowiedziałam i ponownie ruszyłam przed siebie. Szybko wyszłam na zewnątrz , a Madara za mną.
   - Kushina, czekaj ! Przepraszam, po prostu się o ciebie martwiłem, że tak długo nie wychodziłaś... 
   Zatrzymałam się, bo coś we mnie kazało mu przebaczyć. Odwróciłam się w jego stronę i wyciągnęłam ku niemu dłoń. On podszedł do mnie, chwycił ją i przyciągnął do siebie obdarowując mnie mocnym uściskiem. 
   - Przepraszam Madara, zareagowałam zbyt impulsywnie. 
   - Już nie ma o czym mówić Kushi. - Odpowiedział i ścisnął mnie jeszcze mocniej. 
W brew pozorom ten uścisk nie był taki jak wszystkie poprzednie, nie czułam chęci wydostania się z niego za wszelką cenę, ale za to czułam przyjemne ciepło w sercu. Być może potrzebowałam w tym momencie kogoś kto mnie przytuli i powie, że nie ma się czym martwić, a może w końcu mój umysł dał za wygraną i zaakceptował bliskość tego fioletowookiego chłopaka.


→ ←

   Do domu wróciłam razem z Madarą. Odstawił mnie pod same drzwi i popatrzył prosto w moje niebieskie oczy. 
   - Jeszcze raz przepraszam za to rano i zresztą za cały dzień... nie wiem co mi dzisiaj odbiło. - Powiedział, spuścił głowę i podrapał się po nosie.
   Położyłam dłoń na jego czarnej czuprynie i delikatne poklepałam na znak "nie martw się" Spojrzał na mnie zdumiony. W sumie nie ma się co dziwić, nigdy wcześniej nie zrobiłam czegoś podobnego. Uświadamiając to sobie wzięłam rękę i trochę się zmieszałam. Chłopak nie czekając podszedł bliżej i zatrzymał się zaledwie kilkanaście centymetrów od mojej twarzy. Patrzył prosto w moje oczy i  dlatego na moich policzkach pojawił się rumieniec zakłopotania. 
   - Kushina, wszystko dobrze? - Zapytał z troską.
   - T-tak - Przełknęłam głośno ślinę. - Tylko muszę już wracać do domu... 
   - Okay to, nie zatrzymuję cię piękna. - Dodał z uśmiechem.
Już miałam zamiar się obrócić, kiedy nagle zobaczyłam jego twarz bliżej i poczułam jak składa na moim policzku delikatnego całusa. Odsunął się i szeroko uśmiechnął.
   - To do jutra! - Powiedział donośnie już odchodząc. 
Dopiero kiedy zniknął z pola mojego widzenia zrozumiałam, co się właśnie stało. Pierwszy raz w życiu Madara odważył się zrobić coś więcej niż tylko przytulenie mnie. Przeżyłam lekki szok, bo po pierwsze nie spodziewałam się, że po czymś takim, nie będę czuła obrzydzenia, czy czegoś takiego... Przeciwnie, to było nawet miłe uczucie, choć teraz poczułam lekkie mrowienie w żołądku.
   - Chyba jestem głodna... - Wytłumaczyłam sobie zjawisko i mając nadzieje, że rodziców jeszcze nie będzie weszłam do domu. 
   Niestety moje nadzieje poszły się paść, bo gdy weszłam do kuchni zobaczyłam siedzącą przy stole szczupłą kobietę o krótkich czerwonych włosach. Spojrzała na mnie i westchnęła ciężko. 
   - Jak w nowej szkole? - Zapytała jakby od niechcenia.
   - Podoba mi się. Jest lepiej niż w gimnazjum. - Odpowiedziałam - Mamo, nie byłaś dzisiaj w pracy? - Zapytałam zdziwiona.
   - Nie twój interes złociutka. - Powiedziała i wskazała palcem w stronę lodówki. - Tam masz obiad odgrzej sobie, idź do siebie i już dzisiaj nie pokazuj mi się na oczy. - Powiedziała dość chamskim tonem. - Zrozumiano? 
   - Tak jest. - Odpowiedziałam pod nosem i zrobiłam co mi kazała. 
Wzięłam jedzenie i udałam się po schodach na górę do swojego pokoju, gdzie spędziłam całą resztę dnia.


CDN